czwartek, 11 grudnia 2014

gorąca czekolada bez dodatku cukru. można? można!

czy ja w ogóle muszę coś pisać w tym temacie?

porcja dla jednej, zdesperowanej z powodu późnojesiennej szarugi osoby

szklanka mleka 2%
2 rządki gorzkiej czekolady (40 g)
1 łyżeczka syropu klonowego (lub dwie, jeśli mamy poważny, zimowy kryzys)
1/2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
1 płaska łyżeczka mąki kukurydzianej

część mleka odlać (wystarczy kilka łyżek) i rozprowadzić w nim mąkę. dolać do reszty mleka, dodać pokruszoną na kawałki czekoladę, cynamon i ekstrakt waniliowy. zagotować, zmniejszyć płomień i pogotować jeszcze chwilę na małym ogniu. kiedy czekolada trochę zgęstnieje, posłodzić syropem.

wypić powolutku, rozkoszując się chwilą błogiej ciszy (jeśli nie jest nam dana cisza, udawajmy chociaż przez 3 pierwsze łyki, że żadna paroova nie pałęta nam się pod nogami krzycząc: "mamo, pomusz, namaluj heloł kity!")

poniedziałek, 8 grudnia 2014

zupa z zielonej soczewicy, szpinaku i suszonych pomidorów

jedzcie więcej warzyw strączkowych, są bardzo zdrowe i smaczne, bla bla bla. mogę tak długo, a ci, co wolą mięcho, i tak pójdą po kiełbasę do lodówki. ale ci, którzy nie mają nic przeciwko, żeby smaczne łączyć ze zdrowym i zalecanym przez who, niech spojrzą łaskawie na zieloną soczewicę. tym bardziej, że dzisiaj (wyjątkowo) nie zmiksowałam!

ok 6 porcji bardzo sycącej zupy
150 g zielonej soczewicy (z worka, nie z puszki)
450 g mrożonego szpinaku (rozmrożonego)
2 marchewki
1 pietruszka
150 g suszonych pomidorów
1 mała cebula
2 łyżki oliwy
sól i pieprz do smaku
6 szklanek wody lub bulionu warzywnego

cebulę siekamy bardzo drobno i wrzucamy na rozgrzaną oliwę. solimy i smażymy 3 minutki, a następnie wrzucamy opłukaną na sitku soczewicę. smażymy kolejne 3 minutki. dodajemy marchewkę i pietruszkę pokrojone w pół- lub ćwierćplasterki i smażymy jeszcze 3 minutki. zalewamy wodą i gotujemy 15-20 minut.

dodajemy rozmrożony szpinak i gotujemy jeszcze 10-15 minut. dodajemy posiekane suszone pomidory (odsączamy je z oleju, ale nie jakoś bardzo starannie) i gotujemy jeszcze chwilę, pod koniec przyprawiając do smaku, jeśli uznamy za stosowne.




piątek, 5 grudnia 2014

najprostsza na świecie tarta z gruszkami i syropem klonowym

naprawdę najprostsza, na wypadek niezapowiedzianych gości lub niezapowiedzianej ochoty na słodkie. syrop klonowy dodaje temu deserowi dużo aromatu, więc nie warto go zastępować jakimś zamiennikiem. najlepsza jest świeżo, prosto z pieca, żeby ciasto było jeszcze chrupiące.

1 opakowanie ciasta francuskiego dobrej jakości
2 łyżki syropu klonowego
1 niezbyt dojrzała gruszka
1 garść orzechów włoskich

ciasto rozmrażamy, delikatnie rozwałkowujemy, wykładamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia. zawijamy mały brzeg, który możemy posmarować mlekiem albo rozbełtanym żółtkiem, a środek nakłuwamy widelcem w paru miejscach. pieczemy w temperaturze 200 stopni pod obciążeniem ok. 15 minut.

gruszkę kroimy na cienkie plastry, orzechy drobno siekamy. połową syropu smarujemy podpieczone ciasto, na które następnie wykładamy gruszkę. posypujemy wszystko orzechami i polewamy drugą połową syropu.

pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni przez ok 20 minut (gruszka ma zmięknąć).


środa, 3 grudnia 2014

brukselka pieczona z pieczarkami i kiełbasą

jakiś czas temu zostałam szczęśliwą właścicielką najprawdziwszej kiełbasy z sarny, towaru luksusowego i wymagającego pewnej oprawy. na przykład musztardy gruszkowej z doliny baryczy i razowego żytniego chleba (tak poszła jej większość). ale pozostała część wylądowała w smacznym, jesiennym obiedzie, w towarzystwie brukselki (to znienawidzone przez większość warzywo jest bardzo zdrowe i potrafi być naprawdę smaczne!), brązowych pieczarek (warto ich poszukać, bo są bardziej aromatyczne niż białe) i kaszy pęczak.

2 porcje

400 g brukselki
120 g brązowych pieczarek
100-150 g kiełbasy (nie musi być z sarny, ale powinna być dobrej jakości)
2 łyżki soku z cytryny
1 łyżka oleju
sól i pieprz
kilka gałązek świeżego tymianku
100 g kaszy pęczak

brukselkę umyć i obrać z wierzchnich liści, odkroić końcówki i przekroić na połówki. pieczarki dokładnie umyć (kiedyś do tego celu nabyłam specjalną miękką szczoteczkę, niech żyją dziwne kuchenne gadżety), odkroić końcówki, ale nie obierać ze skórki. brukselkę i grzyby zblanszować (najlepiej na parze) ok 4-5 minut (można też w wodzie - ok 2 minuty). odsączyć. kiełbasę pokroić w półplasterki. tymianek obrać z najbardziej zdrewniałych gałązek i posiekać z grubsza to, co zostanie. wymieszać wszystkie składniki razem z sokiem z cytryny i przyprawami, włożyć do naczynia żaroodpornego i zapiekać w temperaturze 180 stopni przez 20-25 minut (brukselka powinna być jędrna).

w międzyczasie ugotować kaszę wg przepisu na opakowaniu.

na koniec zapiekane warzywa i kiełbasę wymieszać z kaszą. podawać natychmiast.


sobota, 29 listopada 2014

korpolancz - sałatka z makaronu ryżowego, surimi i brokułów

korpolancze powinny być szybkie, niewymagające i ciekawe - żebyśmy mieli zachętę do oderwania się od październikowego zestawienia i prognoz na czwarty kwartał. ten korpolancz to ukłon w stronę kuchni azjatyckiej - dla tych, którzy w przesycie dobrobytem mają dosyć happy hour w sushi barze. albo po prostu lubią surimi.

2 porcje

50 g makaronu ryżowego
100 g surimi
100 g tofu
1/2 brokuła
1/2 łyżki oleju
2 łyżki sezamu
1 łyżka sosu sojowego
1-2 łyżki sosu słodkiego chilli (zależy czy lubimy na ostro)
1 łyżka miodu (dla tych, co lubią na słodko)

brokuła dzielimy na małe różyczki i gotujemy krótko - jakieś 5 minut wystarczy, mają być lekko twarde. makaron przygotowujemy wg przepisu na opakowaniu. surimi kroimy w plasterki, tofu w kostkę.

składniki na sos dokładnie mieszamy.

wszystkie składniki po ostudzeniu wrzucamy do miski i mieszamy dokładnie. dzielimy na porcje, przekładamy do grzecznych, acz stylowych pojemniczków lanczowych i zjadamy w obowiązkowej przerwie.


czwartek, 27 listopada 2014

z cyklu "bez cukru": amarantuski z masłem orzechowym

jestem jednym z was, łasuchy, i bardzo dobrze was rozumiem. czasem po prostu nie da się żyć bez czegoś chociaż trochę słodkiego (a konkretnie codziennie w okolicach godziny 16.30). lepiej się więc zabezpieczyć na tak zwane zaś i nie wychodzić z domu w okolicach godziny zero bez czegoś dobrego. a żeby dobre było zdrowe, wystarczy przejść się w okolice zdrowej półki w markecie i poszukać ekspandowanego amarantusa i masła orzechowego (zamiast po raz kolejny buszować między czipsami i batonami). obiecuję, że w 30 minut dacie radę wyczarować umiarkowanie słodką przekąskę, którą będziecie mogli zjeść bez większych wyrzutów sumienia.

składniki na ok 12 średnich ciastek

100 g ekspandowanego amarantusa
3 łyżki masła orzechowego (najlepsze byłoby takie bez soli i cukru)
1 dojrzały banan
50 g posiekanych migdałów lub płatków migdałowych
1-2 łyżki miodu/syropu klonowego/syropu z agawy

suche składniki wymieszać w jednej misce. w drugiej ugnieść banany z masłem orzechowym i miodem. zagnieść wszystko porządnie, uformować małe ciasteczka i piec na papierze do pieczenia w piekarniku rozgrzanym do temperatury 180 stopni przez 10-12 minut. wyjąć, ostudzić na kratce. zajadać.


poniedziałek, 24 listopada 2014

bakłażan nadziewany bulgurem z halloumi i sałatką z granatem

dzisiaj taki trochę egzotyczny przepis, żeby nie tęsknić tak bardzo za latem (dobra, kłamię, uwielbiam jesień), akurat, żeby skorzystać z kończącego się sezonu na bakłażana i granaty.

danie główne dla dwóch głodnych osób

1 nieduży bakłażan
50 g kaszy bulgur
100 g sera halloumi
2 łyżki posiekanych suszonych pomidorów (jeśli są w oliwie, odsączmy dobrze, żeby danie nie wyszło zbyt tłuste)
1 łyżka oliwy z oliwek
1/2 łyżeczki pieprzu ziołowego
1/4 łyżeczki mielonej kolendry
sól 

danie poboczne dla tychże 

2 duże garści liści sałaty
10-12 pomidorków koktajlowych
ziarna z połowy granatu

sos do tamtegoże 

1 łyżka pasty tahini
1 łyżka pesto czerwonego (lub posiekanych suszonych pomidorów, ale wtedy trzeba doprawić sos czosnkiem i ziołami)
2 łyżki soku z cytryny
sól i pieprz

bakłażan przekroić na pół i wydrążyć zostawiając cienką warstwę miąższu pod skórką. skropić oliwą z oliwek i posolić, a następnie podpiec w piekarniku w temperaturze 180 st (z termoobiegiem) przez ok. 15 minut.

kaszę ugotować wg przepisu na opakowaniu.

miąższ wydrążony z bakłażana pokroić w niewielką kostkę i udusić na oliwie z pomidorami suszonymi do miękkości, wymieszać z ugotowaną kaszą i doprawić do smaku. tak przygotowanym farszem nadziać wydrążony bakłażan. halloumi pokroić na kawałki i położyć na kaszy, a wszystko zapiec w piekarniku (180 stopni z termoobiegiem, 25 minut).

sałatę umyć i porwać na kawałki, pomidorki pokroić w cząstki, a z granatu wydłubać pestki. tahini, pesto i sok z cytryny zmiksować w blenderze na gładką masę. doprawić do smaku. polać sosem sałatę posypaną pomidorkami i pestkami, obok położyć upieczony bakłażan. nie patrzeć na fascynujące kolory obiadu zbyt długo, bo przecież żadne danie nie zje się samo.




piątek, 21 listopada 2014

słodko-kwaśne krewetki z warzywami i ryżem

to był ten dzień. dzień, w którym chodziło za mną coś. coś jakby słodkie, ale nie deser, coś słone, jak sos sojowy, kwaskowate też trochę... no i krewetki za mną chodziły, oj strasznie.

kupiłam więc sos słodki sos chilli - trzeba sobie w końcu umilać życie - i teraz będę was katować przepisami z jego użyciem. aż nie zacznie chodzić za wami...

inspiracja stąd.

porcja na jedną zdesperowaną fankę kuchni azjatyckiej

100 g krewetek (8-10 średnich sztuk, mogą być mrożone, ale trzeba je rozmrozić)
50 g tofu (może być smakowe)
50 g ryżu (najlepiej brązowy, chociaż to takie nie azjatyckie)
1/4 cukinii
1/2 marchewki
1/3 papryki czerwonej
1/4 ananasa (najlepiej świeżego, ale z puszki też się nada - trzeba tylko kontrolować słodkość sosu)
1 łyżka oleju
1 łyżka słodkiego sosu chilli
1 łyżka sosu sojowego
1 łyżka soku z limonki
1 łyżeczka miodu
mały kawałek świeżego imbiru
kilka gałązek szczypiorku

ryż ugotować wg przepisu na opakowaniu. warzywa pokroić w cienkie paski, a ananasa w kostkę. rozgrzać na głębokiej patelni pół łyżki oleju, wrzucić imbir, podsmażyć chwilę, dodać krewetki i tofu. smażyć 2-3 minuty. zdjąć ser i krewetki z patelni, na którą należy wlać drugą część oleju. po rozgrzaniu wrzucić warzywa i smażyć 3-4 minuty (mają być chrupiące). wlać sos sojowy, sos chilli, sok z limonki, miód i gotować jeszcze  minutę. dodać krewetki i tofu.

podawać z ryżem i posiekanym szczypiorkiem.



środa, 19 listopada 2014

z cyklu bez cukru: ciasto daktylowo-kakaowe

powiem nieskromnie: strzał w dziesiątkę. mój najlepszy jak dotychczas wypiek bez cukru. smakuje właściwie jak mniej słodki murzynek i myślę, że gdybym zrobiła test, nikt by się nie zorientował, że cukru nie zawiera. jest pyszny, a jeden kawałek w zupełności robi za codzienną porcję rozpusty.

inspiracja stąd.
ciasto
1,5 szklanki mąki orkiszowej pełnoziarnistej drobno mielonej (mnie się taka sprawdza najlepiej, ale pszenna razowa też się nada)
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka cynamonu
3 łyżki kakao
2/3 szklanki mleka
2 jajka
1/4 szklanki oliwy
100 g daktyli


polewa czekoladowa
100 g gorzkiej czekolady
50 ml mleka


daktyle zmiksować na pastę. składniki suche przesiać przez sitko i wymieszać w dużej misce. dodać mokre składniki i zmiksować. na samym końcu dodać daktyle i zmiksować ponownie.

przełożyć do formy (ja używam okrągłej silikonowej o średnicy ok 20 cm, ale jeśli macie zwykłą, posmarujcie wewnątrz masłem boki, a spód wyłóżcie papierem). piec ok 25 minut w temperaturze 180 st. przestudzić i posmarować polewą. odstawić na całą noc do stężenia w chłodne miejsce.






niedziela, 16 listopada 2014

omlet ze szpinakiem i parmezanem

takie proste, a takie smaczne. zwłaszcza, jeśli jest początkiem miłej niedzieli - paroovka jak zwykle krzyczy: "nie ciem naleśnika, nie lubiem naleśnika, suchy chlebek", małż. jak zwykle błaga ją: "czy mogę posmarować ci ten suchy chlebek serkiem?", paroovka biega dookoła stołu rozrzucając okruszki suchego chlebka, koty włażą na stół, bo jeszcze nie dostały żarcia, ja mam już brudną piżamę, bo ktoś się o mnie wytarł obślumpaną gembą, herbatę zrobiłam w ulubionej zastawie, której nikt nie lubi oprócz mnie, bo z czajnika kapie, a do filiżanek trzeba często nalewać, kot włazi mi na kolana i wsadza ogon do omleta...

piękna niedziela przed nami. smacznego :-)

dla dwóch osób, bo trzecia nie cie naleśnika

4 jajka
100 g świeżego młodego szpinaku
6 pomidorków koktajlowych
20 g parmezanu 
2 ząbki czosnku
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
1 łyżka masła klarowanego

drobno posiekany czosnek dusimy chwilę na średnio rozgrzanym maśle. szpinak płuczemy, osuszamy i wrzucamy na patelnię. dusimy kilka minut, aż całkiem straci kształt. jajka rozbijamy na masę, doprawiamy i mieszamy ze startym drobno parmezanem. do szpinaku dodajemy pokrojone w cząstki pomidorki, chwilę dusimy i zalewamy masą jajeczno-serową. smażymy omlet na średnim ogniu do całkowitego stężenia. jeśli mamy takie bajery jak piekarnik z grillem i patelnię, którą można tam wstawić, wstawiamy - na 2-3 minuty, żeby zapiec omlet z wierzchu. nakładamy na talerze, bierzemy sztućce i przestajemy reagować na jęki córki, kocie ogony i kapiący imbryk. jest niedziela.  


piątek, 14 listopada 2014

z cyklu "bez cukru": trufle z daktyli, nerkowców i płatków owsianych

po liczniku zjedzeń mojej rodziny (z kilkunastu, które wyszły, ja dopchałam się może do trzech) ogłaszam, że przepis jest totalny - trufle są tak słodkie i przyjemne w jedzeniu, że nie opędzicie się od pytań: "kiedy je znów zrobisz?". poziom wyrzutów sumienia za to bliski zeru.

kilkanaście trufli wielkości orzecha włoskiego

200 g daktyli
100 g nerkowców
2 łyżki kakao
1 łyżka miodu (opcjonalnie, bo i tak powinny być już bardzo słodkie)
50 g płatków owsianych błyskawicznych
otręby owsiane do obtoczenia 

wszystkie składniki zmiksować na pastę, ulepić małe kulki wielkości orzecha włoskiego, obtoczyć w otrębach i włala. 



wtorek, 11 listopada 2014

piersi z kaczki z sosem z granatu (do podania z czerwoną duszoną kapustą i kluseczkami marchewkowo-ziemniaczanymi)

naszło mnie. dobre było.

piersi z kaczki z sosem z granatu (stąd) dla dwóch osób

2 piersi z kaczki ze skórą
1 granat
1/2 szklanki czerwonego wina
1 łyżka oleju do smażenia
sól i pieprz
1/2 łyżeczki tymianku

mięso umyj, osusz. przetnij delikatnie skórę tak, żeby nie uszkodzić mięsa - podłużnymi cięciami w 3-4 miejscach. natrzyj solą, pieprzem i tymiankiem. odstaw do lodówki na 2 godziny. obsmaż zaczynając od strony ze skórą na rozgrzanym oleju, najlepiej na patelni, którą potem możesz wstawić do piekarnika. piecz 15-20 minut w temperaturze 180 stopni. wyciągnij, wyjmij mięso i połóż w ciepłym miejscu, najlepiej pod przykryciem. na tłuszcz ze smażenia wlej wino, gotuj 5 min. dodaj wydziubane pestki granatu, zagotuj. przed podaniem polej mięso sosem.
    kluski marchewkowo-ziemniaczane (stąd) dla małej armii, chyba z milion klusek

    1/2 kg ziemniaków
    2 marchewki
    2 jajka
    100 g mąki ziemniaczanej
    100 g mąki kukurydzianej
    sól

    ziemniaki i marchewki obierz i gotuj do miękkości w osolonej wodzie. odcedź, ugnieć i wystudź. dodaj mąki, jajka, sól do smaku i szybko zagnieć. formuj kulki, placki, dyski lub co tam ci wyobraźnia podpowie. gotuj w osolonej wodzie ok. 5-8 minut od momentu wypłynięcia na powierzchnię.

    duszona kapusta (najprostszy w świecie przepis bez udziwnień) dla całej rodziny na 3 obiady

    1 mała główka czerwonej kapusty
    1 duża cebula
    2 łyżki oleju
    sól, pieprz, cukier, kminek do smaku

    poszatkuj kapustę i cebulę bardzo drobno. na rozgrzanym oleju smaż cebulę 3-5 minut, wrzuć poszatkowaną kapustę i duś dolewając niewielkiej ilości wody aż do miękkości. dopraw do smaku.


    sobota, 8 listopada 2014

    dekadenckie śniadanie od święta: naleśniki z sosem pomarańczowo-imbirowym

    tym razem dekadenckie śniadanie do zrobienia zdecydowanie w weekend (chyba, że ktoś ma czas smażyć naleśniki o 6.47 - zazdraszczam).

    na 3-4 porcje (6 naleśników)

    naleśniki
    1,5 szklanki mąki orkiszowej drobno mielonej (może być oczywiście zwykła biała pszenna)
    1-1,5 szklanki mleka
    1 łyżka syropu klonowego
    2 łyżki soku pomarańczowego
    2 jajka
    1 łyżka oleju

    sos
    sok z całej pomarańczy (minus te dwie łyżki do ciasta naleśnikowego)
    2 łyżki syropu klonowego
    mały kawałek startego świeżego imbiru (ok 1 cm)
    skórka otarta z 1 pomarańczy
    2 łyżeczki masła
    opcjonalnie łyżeczka ekstraktu waniliowego
    3-4 łyżki uprażonych płatków migdałowych 

    mąkę, mleko i jajka miksujemy z syropem klonowym, sokiem pomarańczowym i olejem na gęste ciasto (trochę gęstsze niż zwykłe naleśniki). smażymy na teflonowej patelni na złoto z obu stron - mają być grubsze i mniejsze niż zwykłe naleśniki.

    w rondelku roztapiamy masło, wlewamy sok pomarańczowy i syrop klonowy, dodajemy imbir, ekstrakt waniliowy i skórkę z pomarańczy. gotujemy kilka minut, aż sos zredukuje swoją objętość i zgęstnieje.

    podajemy gorące, polane sosem i posypane płatkami migdałowymi. zjadamy w łóżku, a potem zasłaniamy rolety i idziemy spać dalej, w końcu jest weekend*



    *zazdraszczam - moja opcja to: ścieramy rozmazany sos ze stolika do karmienia, próbujemy uratować od wyrzucenia do prania świeżo założoną bluzkę, jednak się nie udało, przebieramy się, sprzątamy ponownie i gdzieś po godzinie kuchnia w końcu przestaje wyglądać jak po przejściu huraganu. oddajemy dziecko babci i idziemy zamknąć się w toalecie, żeby chociaż chwilę odpocząć.

    czwartek, 6 listopada 2014

    curry z indykiem, dynią i mango

    sezon na dynię w pełni - jemy ją na śniadanie obiad i kolację, a na deser ciasto dyniowe. tym razem w wersji egzotycznej.



    4-6 porcji (zależy kto je)

    500 g mięsa drobiowego
    1 średnia dynia hokkaido (byłam nieufna, ale sprawdziłam - naprawdę nie trzeba obierać!)
    1 dojrzałe mango
    3 marchewki
    1 cebula
    2 garści rodzynek
    2 łyżki pasty kokosowej (można w zamian dodać też puszkę mleka kokosowego)
    1 łyżka curry
    1 łyżeczka cynamonu
    1 łyżeczka pieprzu ziołowego
    sól do smaku
    2 łyżki oleju do smażenia

    mięso, dynię, mango i marchewki kroimy w grubszą kostkę. cebulę siekamy dosyć drobno. rozgrzewamy olej, wrzucamy na niego przyprawy i smażymy je minutę. dodajemy cebulę i dusimy kilka minut, żeby się zeszkliła. dodajemy mięso i obsmażamy z każdej strony. dodajemy po kolei: marchewkę, dynię i mango w kilkuminutowych odstępach przeznaczonych na duszenie. dodajemy pastę kokosową i rodzynki przelane wcześniej wrzątkiem. całość dusimy razem jeszcze ok 10 minut, podlewając wodą w razie potrzeby.

    podajemy posypane z brązowym ryżem posiekaną natką pietruszki.


    poniedziałek, 3 listopada 2014

    jesienny deser - bez cukru, bez glutenu, za to ze smakiem

    ja nie mówię cukrowi nie. ja mu mówię tak, bardzo tak. ale w nadmiarze cukier szkodzi na więcej rzeczy, niż tylko na linię bioder i zęby (tak, mówię to w sezonie grypy, zapalenia oskrzeli i uszu nie bez przyczyny). skoro jednak tak trudno zrezygnować z codziennej porcji słodyczy (w imię czego, zresztą, ja się pytam), kombinuje się z takimi składnikami, które dadzą satysfakcję bez próchnicy i extra wyrzutu insuliny do krwi.

    dzisiaj na deser jesień - jabłka i gruszki smażone w odrobinie masła z syropem klonowym i rodzynkami, podane z prażonymi płatkami migdałowymi, jogurtem i starym dobrym waflem ryżowym, który sprawdza się świetnie również w tej roli.

    porcja dla 4 osób

    1 jabłko
    1 gruszka
    2 garści rodzynek
    3 wafle ryżowe
    4 łyżki płatków migdałowych
    200 g jogurtu naturalnego
    2 łyżki syropu klonowego
    1 łyżeczka masła
    1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego (jak ktoś ma i lubi)

    rodzynki zalać wrzątkiem, po 2-3 minutach dobrze odsączyć. jabłka i gruszki pokroić w kostkę. na patelni rozpuścić masło, wrzucić owoce (świeże i suszone) i polać syropem klonowym oraz ekstraktem. dusić do miękkości (ok 7-10 minut).

    w tym czasie uprażyć płatki migdałów na suchej patelni do uzyskania złotego koloru.

    wafle ryżowe połamać na małe kawałeczki, włożyć do naczynek (np. przezroczystych miseczek), w których mamy zamiar serwować deser. usmażone owoce na ciepło wyłożyć na połamane wafle, polać jogurtem i posypać migdałami.

    podawać i zjadać natychmiast, póki ciepłe.


    sobota, 1 listopada 2014

    (z cyklu: "jak podać mężowi...") tajskie burgery rybne

    zjadł, zjadł rybę i smakowała mu! w związku z tym, że córka zjadła na obiad dwa takie, a mąż trzy, ogłaszam, że to danie to pełen sukces na froncie mojej nierównej walki z kulinarnymi fochami rodziny, czego i wam, drodzy czytelnicy życzę.

    do podania z surówką z marchewki i ogórka na sposób orientalny oraz ryżem. inspiracja stąd.

    8 niedużych burgerów 
    550 g białej ryby (np. dorsza, byle nie mrożonej, bo będzie ciapowata)
    2 łyżki czerwonej pasty curry
    kawałek świeżego imbiru (ok 2 cm)
    1 łyżka sosu sojowego
    pęczek kolendry 
    2 łyżki ziaren sezamu 
    2 łyżki oleju ryżowego do smażenia
    ćwiartki cytryny do podania

    surówka dla 4 osób 
    2 marchewki
    2 ogórki 
    2 łyżki octu z białego wina
    2 łyżki sosu sojowego
    1 łyżka miodu
    1 łyżka ziaren sezamu

    surówka: 
    upraż ziarna sezamu na suchej patelni i wystudź. marchewkę oraz ogórki obierz i obieraczką do warzyw zetrzyj na szerokie wstążki. w małej miseczce dobrze wymieszaj sos sojowy, ocet i miód do całkowitego rozpuszczenia tego ostatniego. dodaj sezam. polej warzywa sosem i dobrze wymieszaj.

    burgery: 
    rybę pokrój na nieduże kawałki i wrzuć do misy malaksera. zmiksuj z grubsza. dodaj pastę curry, starty kawałek imbiru, posiekaną kolendrę, uprażony na suchej patelni sezam oraz sos sojowy. zmiksuj wszystko jeszcze raz, do połączenia składników.

    z masy rybnej formuj nieduże burgery. smaż na rozgrzanym oleju na dużej patelni z obu stron po ok 3-4 minuty (do uzyskania złotego koloru).

    podawaj natychmiast z surówką oraz brązowym ryżem.

    czwartek, 23 października 2014

    sezon na figi: dekadenckie śniadanie (grzanka z figami, kozim serem i szpinakiem)

    są takie piątki, kiedy już o 6.47 człowiek ma nieodpartą potrzebę. czasem wystarczy dodać do herbaty miodu, a czasem trzeba iść o krok dalej i przygotować dekadenckie śniadanie.

    porcja dla jednej, bardzo odczuwającej weltschmerz osoby:

    1 kromka dobrego chleba żytniego
    1 dojrzała, miękka figa o gładkiej, aksamitnej skórce
    1 łyżka koziego twarogu
    garść liści świeżego szpinaku
    kilka orzechów włoskich
    sos balsamiczny (jak chcecie, róbcie sami, ale ja o 6.47 wyciągam butelkę z lodówki i polewam)

    z chleba zrobić grzankę (moje ostatnie odkrycie - niepotrzebny jest toster, wystarczy patelnia bez tłuszczu). smarujemy twarogiem, kładziemy szpinak oraz pokrojoną w ósemki figę, posypujemy posiekanymi orzechami włoskimi i polewamy sosem balsamicznym. zamykamy oczy i udajemy, że dziecko nie musi iść zaraz do przedszkola, sterta garów z poprzedniego wieczora nie domaga się umycia, a na nas nie czeka wcale etat w korporacji.



    sobota, 11 października 2014

    zupa z pieczonej papryki i pomidorów

    (kolejna zupa z czerwonych warzyw, które teraz właśnie mają najwięcej smaku. tak. krem. bez komentarza.)

    zupy z pieczonej papryki i pomidorów pierwszy raz spróbowałam milion lat temu w jakiejś knajpie. była przepyszna - nawet małż. się zachwycił (a wiem to po tym, że od czasu do czasu wspomina o niej, chociaż jadł ją z kalendarzem w ręku jakieś 5 lat temu). postanowiłam połączyć ten smak z tradycyjną włoską zupą z pomidorów i chleba - zupa będzie gęsta i treściwa, słodka od papryki i kwaśna od pomidorów.

    ponieważ papryka zostaje najpierw upieczona, można ją obrać łatwo ze skórki i nie trzeba potem łowić w talerzu skórek odchodzących od miąższu (nawet za cenę czasu spędzonego na obieraniu - warto). jeśli nie macie funkcji grilla w piekarniku, można paprykę upiec tak po prostu - wtedy zajmie to trochę więcej czasu, ok 45-55 minut.

    4 porcje
    4 czerwone papryki
    6 dojrzałych pomidorów
    4 kromki żytniego chleba (najlepiej czerstwego)
    2 szalotki lub małe cebulki
    2-3 ząbki czosnki
    2 łyżki oliwy
    1 łyżka octu balsamicznego
    zioła do smaku: bazylia, oregano, tymianek
    sól i pieprz świeżo mielone

    paprykę pokroić na części usuwając wewnętrzne białe błony. położyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia skórką do góry, posmarować skórkę oliwą i piec pod grillem w temperaturze 220 stopni przez ok 10 minut (skórka ma zacząć czernieć). wyciągnąć z piekarnika, wsadzić do miski i przykryć jak najszybciej folią aluminiową na około 30 minut. po wystudzeniu obrać ze skórki (nie powinno to sprawiać problemu, jeśli papryka jest dobrze upieczona) i pokroić w cienkie paski.

    cebulkę i czosnek podsmażyć na oliwie. dorzucić pomidory, dusić ok 5 minut. dolać 300 ml wody, dodać zioła (suszone już teraz, jeśli macie świeże, dodajcie je pod koniec gotowania) i gotować 25 minut na niezbyt dużym ogniu. dodać ocet i doprawić solą i pieprzem do smaku. wrzucić kawałki chleba (bez skórki) i gotować jeszcze 5-10 minut.

    połowę pasków papryki wrzucić do zupy i zmiksować dokładnie z resztą składników. drugą połowę wrzucić do zupy w całości. można podawać z mozarellą pokrojoną w kostkę, będzie pyszne.

    środa, 8 października 2014

    zupa z pieczonych pomidorów z oregano i mascarpone

    nie będzie już lepszych pomidorów, niż te, które są teraz. właściwie to ostatnia chwila, żeby się nasycić tym słodko-kwaskowatym smakiem, za którym będę tęsknić całą zimę (trzymając się swojego zeszłorocznego postanowienia, że nie będę jeść tej czerwonej tektury, która udaje w styczniu pomidora).

    dzisiaj więc pierwszy z dwóch pomysłów na zupę z czerwonych warzyw - krem oczywiście, nic nie poradzę :-)

    4 porcje, ale ja to bym zjadła całą od razu.



    10-12 sztuk dużych dojrzałych pomidorów różnych odmian
    2 łyżki mascarpone
    2 szalotki
    4 ząbki czosnku
    2 łyżki oliwy
    1 łyżka octu balsamicznego
    ok pół szklanki bulionu warzywnego
    pęczek oregano
    kilka kropel tabasco
    sól i pieprz świeżo mielone 

    pomidory myjemy, kroimy na cząstki, wykrawamy szypułki i rozkładamy w naczyniu wysmarowanym łyżką oliwy. dodajemy posiekaną na plasterki szalotkę oraz zmiażdżone ząbki czosnku (można też wsadzić tam całe ząbki, lekko rozgniecione, ale w łupinach - podobno smaczniejsze, ale mnie się nie chce potem obierać). polewamy resztą oliwy, posypujemy solą i pieprzem i oregano.


    mieszamy i pieczemy w temperaturze 190 st (z termoobiegiem) przez ok 45 minut, aż warzywa zmiękną.



    po upieczeniu przelewamy wszystko do garnka, łącznie z sokami z pieczenia. miksujemy bardzo dokładnie. jeśli zupa jest za gęsta, dodajemy bulionu. wstawiamy na średni ogień, przyprawiamy do smaku octem, tabasco, solą i pieprzem do smaku i zagotowujemy. dodajemy mascarpone, mieszamy aż się rozpuści. trzymamy kilka minut na małym ogniu i odstawiamy. finito - gotowe :-)


    wtorek, 23 września 2014

    zupa-krem z groszku i fasolki z prażoną szynką i grzankami

    tak, wiem, jeszcze jedna zupa-krem. co ja poradzę, że lubię. tym razem zielono-żółta, z kawałkami uprażonej szynki dojrzewającej i grzankami z żytniego chleba.


    300 g zielonego groszku
    300 g żółtej fasolki szparagowej
    2 małe cebule
    2 łyżki oliwy
    5 szklanek bulionu z warzyw
    2 łyżeczki suszonego tymianku
    sól, pieprz, gałka muszkatołowa

    do przybrania na 1 porcję
    2 plasterki szynki długo dojrzewającej
    1 kromka chleba żytniego

    cebule posiekać i zeszklić w dużym garnku na rozgrzanej oliwie. zalać bulionem i wrzucić groszek oraz fasolkę. ugotować do miękkości. doprawić solą, pieprzem i gałką muszkatołową oraz tymiankiem, gotować jeszcze 5 minut. odstawić i zmiksować na krem.

    na rozgrzaną teflonową patelnię wrzucić kawałki szynki (ja swoją obieram z widocznych przerostów tłuszczowych - zjada je nasz kot, a ja się nie boję o arterie) i uprażyć (stopień chrupkości dowolny). na tę samą patelnię wrzucić pokrojony w kostkę chleb i uprażyć na złoto.

    podawać razem i zjadać natychmiast.

    sobota, 20 września 2014

    pieczone burgery z kaszy jaglanej i soczewicy

    ostatnio ktoś mnie zapytał, jak ja to robię, że pracuję na pełen etat, mam małe dziecko oraz dom na głowie i jeszcze prowadzę bloga kulinarnego. na końcu języka miałam odpowiedź: "sama się sobie dziwię", ale odpowiedziałam, że przecież gotować i tak trzeba, a posty się piszą same.

    no więc i tak ten obiad zdrowy dla rodziny, a post się sam właśnie teraz.

    na 12 niewielkich burgerów

    1 szklanka kaszy jaglanej
    1 puszka soczewicy
    2 jajka
    kilka gałązek natki pietruszki
    do smaku: curry, mielona kolendra, pieprz ziołowy

    kaszę ugotować wg przepisu na opakowaniu i wystudzić (jakoś nie mogę przemóc się, żeby zrobić burgery z ciepłej kaszy, chociaż wtedy podobno nie trzeba dodawać jajek).

    soczewicę dobrze odsączyć i dodać do kaszy razem z rozbitymi jajkami, posiekaną natką pietruszki oraz przyprawami (ja zawsze sypię na oko, ale wychodzi mniej więcej po pół łyżeczki kolendry i pieprzu oraz łyżeczka curry).

    masę dobrze wymieszać. formować z niej niewielkie burgery i układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia spryskanym oliwą.

    piec ok 30 minut w temp. 180 st z termoobiegiem (aż się zezłocą).

    podawać z tym, co rodzina aktualnie lubi najbardziej, czyli w naszym przypadku - z mizerią.


    środa, 17 września 2014

    sezon na śliwki: polędwica wieprzowa z sosem ze świeżych śliwek

    moja mama zawsze mawia, że jeśli w kuchni leży miska śliwek węgierek ("takich omszałych, ciemnych, pachnących, dojrzałych..."), to ona nie może się powstrzymać i je do oporu. potem oczywiście cierpi, ale za parę dni znów idzie na targ i kupuje kilogram tylko dla siebie, którego nie potrafi podzielić na porcje.

    ja aż taką fanką śliwek nie jestem, ale za to mięso z owocami to jest dla mnie wielki przysmak. tym razem propozycja w sam raz na sezon śliwkowy - sos ze świeżych śliwek do chudej polędwicy wieprzowej, doprawiony cynamonem, miodem i sosem sojowym, z dodatkiem świeżego tymianku.

    od rodzaju śliwek zależy nie tylko kolor sosu, ale też jego smak - doprawiając trzeba kontrolować, czego potrzeba mu bardziej: czy kwaśności, czy słodkości. skórki dodają trochę goryczki, jeśli ktoś nie lubi, niech się bawi w usuwanie.

    2 porcje

    350 g polędwicy wieprzowej
    300 g śliwek (dowolnych)
    kilka gałązek świeżego tymianku
    1 łyżka oliwy
    1-2 łyżki sosu sojowego
    1 łyżka miodu
    1 łyżeczka soku z cytryny 
    sól, pieprz, cynamon do smaku

    polędwicę pokroić w ok. centymetrowe plastry, a następnie rozgnieść dłonią (nie rozbijać tłuczkiem, bo to delikatne mięso i można je łatwo uszkodzić). na patelni rozgrzać oliwę, mięso posolić oraz popieprzyć i obsmażyć na złoto z obu stron (po ok 2 minuty z każdej). podlać wodą i poddusić kilka minut, aż woda wyparuje. mięso przełożyć na talerz i przykryć, żeby nie ostygło.

    na tę samą patelnię wrzucić wypestkowane i pokrojone w ósemki śliwki, dolać sosu sojowego, dodać cynamon i miód. dusić kilkanaście minut - w razie potrzeby, jeśli sos będzie za gęsty, dolać trochę wody. pod koniec gotowania dodać posiekany świeży tymianek oraz plastry mięsa i poddusić wszystko jeszcze kilka minut.

    podawać z różnymi rzeczami, na które mamy akurat ochotę (np. opiekanymi ziemniakami i sałatą).


    sobota, 30 sierpnia 2014

    śródziemnomorska przystawka - sałatka z grillowanymi i pieczonymi warzywami, fetą, migdałami i rodzynkami

    strasznie długi tytuł, ale danie bardzo proste. przy czym nie będę ukrywać, że poszłam na skróty - grillowane warzywa są ze słoika (i dobrze, bo są delikatnie zamarynowane, co nadaje im lekko kwaśny posmak). można je też zrobić samemu, na patelni grillowej albo w piekarniku pod grillem.

    2-4 porcje (jako samodzielne danie lub przystawka)

    50 g razowej kaszy kus kus
    6 pomidorów rzymskich lub koktajlowychkilka plastrów grillowanych warzyw (cukinii, bakłażana, papryki)
    100 g fety
    3 łyżki płatków migdałów
    duża garść rodzynek
    szczypta ulubionych suszonych ziół (oregano, bazylia, tymianek)
    oliwa z oliwek
    sól, pieprz

    pomidory podziel na cząstki, ułóż na blasze do pieczenia wyłożonej papierem, spryskaj oliwą oraz przypraw ziołami, solą i pieprzem. piecz w temp. 200 st przez ok 30 minut. po upieczeniu wystudź.

    rodzynki zalej wrzątkiem, a po kilku minutach wyciągnij z wody i dobrze odsącz.

    kus kus przygotuj zgodnie z instrukcją na opakowaniu.

    migdały upraż na suchej patelni do zrumienienia.

    w dużej misce wymieszaj kus kus, pomidorki, grillowane warzywa pokrojone w paski, ser feta w małych kostkach i rodzynki. dopraw świeżo mielonym pieprzem. przed podaniem posyp uprażonymi migdałami.


    niedziela, 24 sierpnia 2014

    kukurydziane placuszki ze szpinakiem i fetą oraz salsą ze świeżych pomidorów i oliwek

    odkąd zostałam matką, mam mózg z budyniu waniliowego. czasem jeszcze rażą mnie jadłospisy w przedszkolach, w których na śniadanie jest chlebek z serkiem, na obiad kaszka z mięskiem, a na podwieczorek kisielek z truskaweczkami. ale potem przygotowuję ciepłą obiadokolację dla rodziny i jedyna nazwa, jaka przychodzi mi do głowy, żeby nazwać moje danie, to "placuszki"...

    no cóż, ja tam lubię budyń waniliowy :-)

    osiem małych, ślicznych placuszków
    1 szklanka mąki kukurydzianej
    3 łyżki ziaren słonecznika
    pół opakowania mrożonego szpinaku
    pół opakowania popularnego sera typu feta
    pół szklanki gęstego jogurtu naturalnego
    1 jajko
    pół łyżeczki świeżo mielonej gałki muszkatołowej
    sól, pieprz
    tłuszcz do smażenia (np. masło klarowane)

     salseńka z pomidorków i oliweczek
    2 pomidory
    duża garść czarnych oliwek
    ćwierć cebuli
    ząbek czosnku
    kilka gałązek natki pietruszki
    pół łyżeczki oliwy
    sól, pieprz

    pomidory na salsę sparzyć i obrać. posiekać drobno cebulę, czosnek, natkę pietruszki, oliwki i obrane pomidory. wymieszać z oliwą, doprawić do smaku i odstawić do lodówki do schłodzenia.

    szpinak ugotować i dobrze odsączyć z wody. posiekać. w dużej misce wymieszać mąkę, słonecznik, jogurt, jajko, pokrojoną w kostkę fetę i szpinak. doprawić świeżo startą gałką muszkatołową, solą i pieprzem.

    ciasto nakładać łyżką na rozgrzany tłuszcz. smażyć z obu stron do uzyskania złotego koloru. odsączyć z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku i podawać na ciepło z zimną salsą. może być na małym, ślicznym talerzyku.


    piątek, 22 sierpnia 2014

    ciasto owsiane z orzechami

    kolejny eksperyment cukierniczy (trochę inspirowany tym przepisem). na swoje usprawiedliwienie powiem, że małżonek wcinał, córka wcinała i ja też, a jakże, wcinałam równo. zostało wcięte do ostatniego okruszka.

    potem pomyślałam, że można też zrobić z niego batoniki - upiec w kwadratowej formie i podzielić na zgrabne, prostokątne porcje, w sam raz do zabrania ze sobą na drogę. następnym razem :-)

    piekłam w okrągłej formie o średnicy ok. 20 cm.

    2 szklanki zmielonych płatków owsianych błyskawicznych
    1 szklanka płatków owsianych zwykłych
    1/2 szklanki drobno posiekanych płatków migdałowych
    1/3 szklanki kakao
    1/2 szklanki brązowego cukru
    300 ml jogurtu naturalnego
    50 g masła/oleju kokosowego
    1 jajko
    18 połówek orzechów włoskich do dekoracji

    masło rozpuścić i odstawić do ostygnięcia. w jednej misce połączyć płatki owsiane, kakao i płatki migdałowe. w drugiej dużej misce ubić cukier z jajkiem na puszystą masę. wmiksować w nią powoli suche składniki, dodając na koniec rozpuszczony i przestudzony tłuszcz.

    piec 40 minut w temperaturze 180 st. wystudzić na kratce.

    wtorek, 19 sierpnia 2014

    zupa z zielonego groszku ze szpinakiem i suszonymi pomidorami

    uwielbiam zupy kremy i najczęściej gotuje właśnie takie. ale tym razem miałam ochotę na zupę, którą da się pogryźć, chociaż troszku.

    ponieważ nie gotuję na bulionach (ograniczam mięso, więc często jadam zupy całkowicie wegetariańskie, a zrobienie bulionu drobiowego przekracza czasowe możliwości przeciętnego tygodnia mojego życia), zupy są delikatniejsze w smaku. Jeśli ktoś ma ochotę, może oczywiście zastąpić wodę bulionem, ale zupa będzie wtedy tłustsza.

     nigdy nie wiem, ile to porcji - pewnie ze sześć :-)

    500 g mrożonego lub świeżego groszku
    250 g mrożonego szpinaku
    1,5 l wody
    sok z połówki cytryny
    3 ziemniaczki
    8 kawałków suszonych pomidorów
    cebula
    2 ząbki czosnku
    1 łyżka stołowa oliwy z oliwek
    po 1 łyżeczce suszonego oregano i bazylii
    sól, pieprz do smaku

    cebulę i czosnek posiekać bardzo drobno. przesmażyć na oliwie w głębokim garnku. dodać pokrojone w kostkę ziemniaki i zalać wodą. gotować ok 15 minut. dodać mrożony groszek i zioła. gotować ok 15 minut, do miękkości. zestawić z ognia i zmiksować. dodać szpinak i gotować jeszcze ok 15 minut. pod koniec gotowania dodać posiekane suszone pomidory.

    można podać posypane tartym parmezanem.

    sobota, 16 sierpnia 2014

    domowe danio melonowe

    lubicie słodkie twarożki? a może wasze śliczne małe dwulatki lubią? (zjadać, nie wcierać we włosy albo w kanapę). ja bardzo lubię, ale ilość cukru w tym, co można dostać w sklepie (nie mówiąc o innych, zupełnie niepotrzebnych dodatkach) jest porażająca. a przecież wystarczą cztery składniki i blender, żeby cieszyć się pyszną słodką przekąską.

    250 g twarożku typu ricotta
    1/4 dużego melona cantalupa
    1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego (nie nadaje się dla dzieci, bo jest na alkoholu, ale można dodać np. świeżej wanilii)
    łyżeczka syropu z agawy

    melona obieramy i kroimy na większe kawałki. miksujemy na gładko z pozostałymi składnikami. po zjedzeniu dokładnie wylizujemy miseczkę.

    czwartek, 14 sierpnia 2014

    ciastka owsiane z rodzynkami i orzechami

    trochę się zaniedbałam ostatnio, ale nadrabiam wspaniałym przepisem na pyszne ciastka owsiane (tym razem z cukrem, ale spokojnie można dać mniej, bo wyszły dosyć słodkie). wychodzi jakieś 20 ciasteczek.




    masło rozpuścić. orzechy drobno posiekać. mąkę przesiać przez sito do dużej misy. dodać płatki owsiane, rodzynki, orzechy i cukier, wymieszać. dodać rozpuszczone i przestudzone masło, wymieszać ponownie.

    układać porcje na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, formując łyżką ciasteczka. piec 15 minut w 180 st z termoobiegiem (bez - 190 st). wystudzić na kratce. powstrzymywać się przed zjedzeniem, aż nie wystygną.

    sobota, 19 lipca 2014

    sznycle z indyka w sosie kaparowo-musztardowym

    duszoność. gorącość. niewyspanie (paroovka, być może nawet z powodu pełni, w końcu jest kobietą, nie spała za wiele w tym tygodniu). ale pomimo zmęczenia, naszła mnie ochota na taką pyszną kolację, po której wstanę następnego dnia i pomyślę: "aleee było dooobreee, jeeej..."

    nie jest to danie specjalnie dietetycznie, ale czego się można spodziewać po przepisie inspirowanym boską nigellą... dla tych, którzy w tym momencie drżą o arterie - i tak zmniejszyłam ilość masła :-)

    dla dwóch osób

    sznycle
    300 g sznycli z indyka
    1 łyżka oliwy

    sos
    1 łyżeczka masła
    2 łyżki kaparów
    2 łyżki łagodnej musztardy
    sok z 1/2 cytryny
    świeżo mielony pieprz

    obok na stole
    łódeczki z młodych ziemniaczków pieczone z rozmarynem i oliwą truflową
    sałata z winegretem

    sznycle wkładamy pomiędzy dwa kawałki folii spożywczej i rozbijamy bardzo cienko. smażymy na rozgrzanej oliwie po ok 2 minuty z każdej strony. przekładamy na ciepły talerze i przykrywamy folią aluminiową.

    na tę samą patelnię wrzucamy masło i czekamy aż się rozpuści. potem dodajemy sok z cytryny, musztardę i kapary, posypujemy pieprzem (ja nie solę, bo kapary są bardzo słone). dokładnie mieszamy do połączenia składników.

    podajemy natychmiast, polewając mięso sosem.


    środa, 16 lipca 2014

    o tym, jak podstępnie podać mężowi na obiad kalafiora i sprawić, że będzie mu smakował

    kalafior, zaraz obok brokułów (o których pisałam tutaj), należy do tego rodzaju toksycznej żywności, której toksyczność jest widoczna tylko dla mężów i podrośniętych dzieci (moje jeszcze nie jest w tym wieku, ale pewnie niedługo wkroczy). żony zdają się kompletnie nie dostrzegać tego faktu i stają na głowie, żeby przekonać mężów do zjedzenia kalafiora pod jakąś, jakąkolwiek, postacią.

    tym razem wymyśliły, że aby przekonać męża do kalafiora, zrobią puree z ziemniaków!

    dla 4 osób
    pół kalafiora
    4-6 ziemniaków
    szklanka mleka
    2 ząbki czosnku
    sól, pieprz, gałka muszkatołowa

    ugotować kalafiora i ziemniaki w mleku z rozgniecionymi ząbkami czosnku do całkowitej miękkości. po ugotowaniu odcedzić, zachowując płyn z gotowania. zmiksować warzywa, dodając mleko, jeśli puree okaże się zbyt suche. doprawić do smaku.


    niedziela, 13 lipca 2014

    z cyklu "bez cukru": owsiane muffiny

    swego czasu kupiłam dużo (bardzo dużo) płatków owsianych - takich organic, niebłyskawicznych. coś trzeba z nimi robić, więc piekę te swoje wynalazki bez cukru. tym razem muffiny, na drugie śniadanie albo na podwieczorek. są wilgotne i niezbyt słodkie, a ich smak zatwierdzony został przez samą paroovę stwierdzeniem: "mniam, piszne" :-)

    przepis na 16 średnich muffinek. przy tej ilości jedna muffinka ma ok 97 kcal.

    szklanka mąki orkiszowej (pół na pół razowej i zwykłej)
    szklanka płatków owsianych
    pół szklanki otrębów owsianych
    szklanka jogurtu naturalnego
    1 jajko
    3 małe, bardzo dojrzałe banany
    3 łyżki syropu z agawy
    łyżeczka proszku do pieczenia
    łyżeczka sody oczyszczonej

    w jednej misce wymieszaj mąkę, płatki, otręby, sodę i proszek do pieczenia. w drugiej rozgnieć banany, dodaj jogurt, jajko i syrop z agawy. wymieszaj dokładnie.

    dodaj mokre składniki do suchych i wymieszaj z grubsza. nakładaj porcje ciasta do wysokości 3/4 foremki i piecz 25 minut w 180 stopniach.

    po wstępnym ostudzeniu przełóż na kratkę i ostudź całkowicie.


    czwartek, 10 lipca 2014

    zielone warzywa z szynką parmeńską i parmezanem

    taka niezobowiązująca, zielona kolacja mnie naszła. a sezon na zielone wciąż w toku, trzeba więc ładować bateryjki, póki trwa.

    2 porcje

    200g groszku cukrowego
    pół pęczka zielonych szparagów
    250g bobu
    20g parmezanu
    4-6 plasterków szynki parmeńskiej
    pół łyżeczki oliwy
    świeżo mielony pieprz 

    bób blanszujemy we wrzątku (czyli gotujemy krótko w osolonej wodzie - dosłownie 2-3 minuty), a potem wrzucamy do miski z bardzo zimną wodą i lodem. po schłodzeniu ściągamy skórkę (tak, wiem, trochę roboty, ale warto).

    szparagi gotujemy al dente: najpierw łodygi (po odłamaniu zdrewniałej części) ok 6 minut, a potem dorzucamy same główki na 2 minuty. odcedzamy.

    groszkowi cukrowemu obcinamy te zdrewniałe końcóweczki i krótko gotujemy, również al dente (kilka minut, trzeba sprawdzać, ja lubię, jak jest chrupiący, więc nie za długo). odcedzamy.

    na rozgrzaną patelnię wrzucamy pokrojoną w paski szynkę, prażymy chwilę, mieszając intensywnie. potem dodajemy dokładnie odsączone warzywa i smażymy całość kilka minut. na koniec polewamy całość oliwą (może być smakowa, np. czosnkowa), doprawiamy pieprzem (ja nie solę, bo szynka jest bardzo słona). na talerzu posypujemy startym na płatki parmezanem. podajemy z bagietką. zjadamy bez większych wyrzutów sumienia, w końcu samo zielone; no, prawie.


    niedziela, 6 lipca 2014

    ciasto orkiszowe z owocami i owsianą kruszonką

    przepis bazowy stąd, ale kombinowałam przy nim, jak tylko mogłam.

    wyszło sympatyczne, satysfakcjonujące ciasto, które jakże różni się od zwykłych wypieków - jest ciężkie, wilgotne i mało słodkie, a jednak dobrze zaspokaja ten dziwny apetyt pojawiający się zawsze w okolicach pory podwieczorku...

    z powodu mojej niewyjaśnionej awersji do kwadratowych form do pieczenia użyłam okrągłej - ok. 27 cm średnicy

    przy podziale na 12 kawałków, porcja ma ok. 267 kcal.

    ciasto
    3 jajka 
    1 szkl jogurtu naturalnego
    2 szkl mąki orkiszowej (pomieszałam razową ze zwykłą)
    0,5 szkl otrębów pszennych
    2 łyżeczki proszku do pieczenia
    0,3 szkl fruktozy
    0,3 szklanki dobrego oleju 

    szczypta soli

    0,5 kg owoców sezonowych (ja upatrzyłam jagody i poziomki)

    kruszonka
    60g zimnego masła
    1 szkl płatków owsianych błyskawicznych
    1 op (8 g) cukru waniliowego (najlepszy nierafinowany z prawdziwą wanilią)

    w małej misce pokrój na kawałeczki masło, dodaj płatki owsiane i cukier. ugniataj palcami, aż do połączenia składników. odstaw do lodówki. umyj i osusz owoce, większe pokrój na kawałki. w dużej misce zmiksuj jajka z fruktozą na puszystą, jasną masę. dodaj jogurt i olej, zmiksuj. do drugiej miski przesiej mąkę przez sito, a następnie dodaj resztę suchych składników i zamieszaj. cały czas miksując dodaj powoli mąkę do masy jajecznej i wymieszaj wszystko dokładnie.

    spód formy wyłóż papierem do pieczenia, a boki wysmaruj cienko masłem. wlej ciasto, ułóż owoce, a na wierzch wyłóż kruszonkę, rozdrabniając ją palcami. piecz w temperaturze 180 st. przez 40 minut. i nie daj skusić na zapach masła i wanilii ulatniający się w międzyczasie z piekarnika - po 20 minutach ciasto na pewno jeszcze nie jest upieczone!!! :-D


    środa, 2 lipca 2014

    kotleciki z kaszy jaglanej z porami

    tygodnia kaszy jaglanej ciąg dalszy. dobrze, że paroova nie odmawia posłuszeństwa i pochłonęła dwa przecinek pięć kotlecika, na co patrzyliśmy z lekkim niedowierzaniem.

    według przepisu, z którego korzystałam (aktualny numer luksusowego miesięcznika dla kobiet, ale wyrzuciłam rodzynki, bo jakoś mi nie pasowały), to jest porcja na 4-6 osób. nie wiem, co te osoby musiałyby zjeść na przystawkę, żeby się tym najeść, ale my zjedliśmy to we trójkę: małż., paroova i ja.

    no dobrze, niech będzie, może taki mieliśmy apetyt: 4 porcje (ok 12 kotlecików)

    1 szklanka kaszy jaglanej
    3 szklanki wrzątku
    1 duży por lub 2 małe
    2 łyżki posiekanego koperku
    2 jajka
    sól i pieprz do smaku
    1 łyżeczka oliwy i 1 łyżeczka masła
    2 łyżki masła klarowanego

    suchą kaszę wsyp do garnka i praż, do czasu, aż zacznie pachnieć. wtedy zalej ją wrzątkiem i zagotuj. zmniejsz płomień i gotuj do miękkości. wystudź.

    pora dokładnie umyj i pokrój na cienkie plasterki. rozgrzej masło oliwę na patelni i smaż do przyrumienienia, często mieszając.

    wymieszaj pora z kaszą, dosyp koperku, dodaj jajka, dopraw do smaku. z masy formuj niewielkie placuszki i smaż na klarowanym maśle do przyrumienienia z obu stron. odsącz z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku.

    podawaj od razu z tzatzikami (ogóry zetrzyj na tarce, wymieszaj z jogurtem naturalnym, dopraw solą, pieprzem, czosnkiem i sokiem z cytryny, ewentualnie dosłódź do smaku) i sałatą.



    sobota, 28 czerwca 2014

    sałatka z kuskusem, bobem i fetą

    nawet nie wiem, kiedy to się stało, ale pojawił się bób - tak rzadko ostatnio mam okazję robić zakupy w naszej hali, że jakoś przeoczyłam ten doniosły moment.

    bób się pojawił, trzeba więc zrobić moją ulubioną sałatkę z bobem. jest tak sycąca, że samodzielnie wystarcza na miłą letnią kolację.


    6 porcji
    jedna porcja to ok 347 kcal

    180 g razowego kuskusu
    270 g sera typu feta (ja używam tego o obniżonej zawartości tłuszczu)
    500 g bobu
    3 dojrzałe pomidory
    110 g czarnych oliwek (średni słoiczek)
    1 łyżka oliwy z oliwek
    pęczek bazylii
    świeżo mielony pieprz

    kuskus przygotowujemy wg przepisu na opakowaniu i odstawiamy do ostygnięcia. bób gotujemy do miękkości (ok 12-14 minut) w osolonej wodzie. po ostygnięciu obieramy ze skórki. nacięte pomidory zalewamy wrzątkiem, a potem przelewamy zimną wodą, żeby skórka łatwiej odeszła. obieramy, kroimy i odlewamy sok. oliwki kroimy na połówki. bazylię siekamy drobno. ser kroimy w kostkę.

    wszystkie składniki (te, które były gotowane, muszą całkiem wystygnąć) łączymy ze sobą w dużej misce. doprawiamy oliwą i pieprzem (ja już nie solę). odstawiamy do schłodzenia w lodówce na min 30 minut. podajemy rodzinie i patrzymy, jak paroova radośnie wygrzebuje same oliwki.

    czwartek, 26 czerwca 2014

    omlet z parmezanem, kaszą jaglaną i ziołowymi pomidorami

    nie jestem wielkim jej fanem, ale ponieważ coś tam leczy*, na coś tam wpływa** i jeszcze coś tam eliminuje***, postanowiłam dać jej szansę i zrobić sobie tydzień z kaszą jaglaną. jedzenie jej codziennie do obiadu nie wchodzi w grę, bo rodzina każe mi się wyprowadzić, poszukuję więc przepisów na różne dania. wymyśliłam sobie, że może na śniadanie i może omlet, i proszę - ktoś o tym w internetach już pomyślał i przepisów jest tysiąc.

    dokładam swój - nawet całkiem smaczny, jeśli ktoś lubi kaszę jaglaną, oczywiście.

    1 solidna śniadaniowa porcja

    omlet
    1/4 szklanki kaszy jaglanej
    2 jajka
    10 g parmezanu
    świeżo mielony pieprz i sól
    łyżeczka masła klarowanego do smażenia

    pomidory
    1 dojrzały pomidor
    garść świeżych ziół (oregano i bazylia)
    świeżo mielony pieprz i sól
    1 łyżeczka oliwy z oliwek

    kaszę gotujemy wg przepisu na opakowaniu - do miękkości. jajka roztrzepujemy porządnie, mieszamy ze startym parmezanem i doprawiamy do smaku. mieszamy z kaszą na jednolitą masę i wlewamy na rozgrzane, rozprowadzone po całej patelni masło. smażymy na średnim ogniu pod uchylonym przykryciem, aż cały omlet się zetnie. potem przewracamy delikatnie na drugą stronę i dosmażamy przez chwilę.

    w międzyczasie obieramy pomidora ze skóry, kroimy na kawałki. zioła siekamy drobno i mieszamy z całą resztą składników w misce. doprawiamy do smaku.

    zjadamy od razu i czujemy, jak zdrowiejemy.

    * katar i inne infekcje wirusowe
    ** włosy, skórę i paznokcie
    *** nadmierne zakwaszenie organizmu

    poniedziałek, 23 czerwca 2014

    zdrowych słodyczy ciąg dalszy - ciasto bananowe

    przepis bazowy pochodzi z książki o gotowaniu i chudnięciu, ale przerobiłam go na jeszcze zdrowszy. teraz jest sama zdrowość: mąka orkiszowa zamiast białej pszennej, fruktoza zamiast cukru. jedyne co zostawiłam, to masło, żeby to ciasto w ogóle można było nazwać słodyczem :-) 

    200 g mąki orkiszowej (lub zwykłej, jeśli wam nie zależy)
    350 g bardzo dojrzałych bananów
    90 g fruktozy (lub 175 g drobnego brązowego, jeśli j.w.)
    50 g masła
    2 średnie jajka
    75 g orzechów włoskich 
    1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
    pół łyżeczki sody oczyszczonej
    pół łyżeczki soli

    banany rozgnieć widelcem na miazgę. mąkę przesiej. orzechy posiekaj drobno.

    w dużej misce utrzyj masło z cukrem na puszystą, jasną masę (da się utrzeć z fruktozą, chociaż mam wrażenie, że jest trochę ciężej niż ze zwykłym cukrem). stopniowo wlewaj do masy lekko ubite jajka, cały czas ucierając. dodaj rozgniecione banany i dokładnie zmiksuj. powoli dodawaj mąkę, sodę, proszek do pieczenia i sól, ucierając jednocześnie. na koniec dodaj posiekane orzechy i wszystko dokładnie wymieszaj.

    wlej masę do formy typu keksówka (ja mam silikonową, więc nie natłuszczam, ale jeśli ktoś ma metalową, to musi wyłożyć papierem do pieczenia albo natłuścić). piecz 1 godzinę 15 minut w temperaturze 180 st. (z termoobiegiem 160 st.).

    ciasto jest pyszne - wilgotne i nie za słodkie, a z wyglądu trochę przypomina chleb. może dlatego mam ochotę je zjeść również na śniadanie ;-)

    dość gruby plaster ciasta ma ok. 195 kalorii.


    sobota, 21 czerwca 2014

    koktajl truskawkowo-czereśniowy z otrębami i orzechami

    mogłabym zrobić przydługi i nudnawy wstęp o tym, że zbilansowana dieta, że w każdym posiłku równowaga pomiędzy składnikami odżywczymi, że koniecznie lekkie drugie śniadanie... ale po co. długi weekend jest po to, żeby odpoczywać i żeby cieszyć się tym, że już lato. na zdrowie :-)

    2 porcje
    0,5 kg truskawek
    0,5 kg czereśni (u mnie te jasne)
    150 g jogurtu naturalnego
    2 łyżki otrębów owsianych
    garść orzechów włoskich
    ewentualnie łyżeczka miodu/syropu z agawy, jeśli ktoś chce słodszy (ja chciałam)

    truskawki i czereśnie umyć, wydłubać pestki, wrzucić z całą resztą do blendera i zmiksować porządnie. popijać na tarasie, nawet jeśli wieje i zanosi się na deszcz.

    czwartek, 19 czerwca 2014

    ciastka owsiane z gorzką czekoladą i bananami (zero cukru, samo dobro)

    biały cukier to zło, więc postanowiłam zrobić nam odwyk cukrowy. tzn na odwyku jestem tylko ja, bo małż. ma mnie gdzieś i podjada milkę z lodówki, a paroova nigdy za wiele cukru jadła. ale staram się bardzo i szukam przepisów na alternatywne słodycze, których nijak rzucić nie mogę (gdyż kocham jak sto złotych) - bez cukru, słodzone np. bananami, ewentualnie z dodatkiem gorzkiej czekolady.

    po przepis sięgnęłam tutaj, ale umówmy się - kostka czekolady na 9 ciastek? :-)

    składniki na 9 ciastek
    2 bardzo dojrzałe banany
    1,5 szklanki płatków owsianych
    0,5 łyżeczki cynamonu
    garść orzechów włoskich
    łyżka miodu/syropu z agawy/syropu klonowego, jeśli mamy ochotę (ja mam)
    50 g gorzkiej czekolady 70%


    banany obieramy i rozgniatamy widelcem. 0,5 szklanki płatków owsianych mielimy na mąkę np. w malakserze. orzechy i czekoladę siekamy średnio drobno. w dużej misce łączymy wszystkie składniki i mieszamy łyżką. dosładzamy, jeśli mamy taką ochotę.

    rozgrzewamy piekarnik do 180 st. blachę wykładamy papierem do pieczenia. na papier wykładamy uformowane przy pomocy łyżki ciastka i pieczemy 15 minut z jednej, a potem 10 minut z drugiej strony. po upieczeniu przekładamy na kratkę i studzimy.

    ciastka są wilgotne, lekko słodkie i świetnie nadają się na lekki podwieczorek, kiedy po całym dniu ciężkiej pracy opadamy z sił. jedno ciastko to ok. 167 kalorii.

     

    środa, 21 maja 2014

    tagliatelle ze szparagami i kozim serem

    agunia, nie pamiętam twojego przepisu na to danie, ale to jest mój tribute. w każdym razie dziękuję za inspirację, było pyszne. jedzmy szparagi, tak szybko się kończą :-)

    2 porcje
    150 g razowego tagliatelle
    70 g koziego twarogu (najlepiej takiego z czosnkiem i ziołami w roladce, ma najwięcej smaku)
    1/2 pęczka cienkich zielonych szparagów
    6-8 pomidorków koktajlowych
    świeżo mielony pieprz

    makaron gotujemy al dente. szparagi klasycznie - po odłamaniu twardych końcówek, na sztorc, związane nitką, główki nad wodą, żeby gotowały się w samej parze (ok. 8-9 minut w osolonej i posłodzonej wodzie).

    na niezbyt mocno rozgrzanej patelni rozpuszczamy kozi twaróg, podlewając 2-3 łyżkami wody z gotowania makaronu. wrzucamy do niego makaron, szparagi oraz pokrojone w ósemki pomidorki i chwilę smażymy mieszając, do połączenia składników. przed podaniem posypujemy świeżo mielonym pieprzem (ja już nie solę, bo kozi twaróg jest bardzo słony). zjadamy szybciutko, póki paroova zajęta suchym makaronem nie zwróci uwagi, że się na nią nie patrzy.



    niedziela, 18 maja 2014

    tarta z kremem serowym i truskawkami

    czekoladowy spód. krem serowy. świeże truskawki. niech żyje maj :-)

    inspiracja stąd. proporcje na formę ok. 20cm średnicy.

    spód
    300 g ciastek czekoladowych (im bardziej czekoladowych tym lepiej)
    150 g masła

    masa
    300 ml śmietanki 30% 
    1/2 szkl drobnego cukru
    200 g mascarpone
    200 g ricotty
    200 g twarogu sernikowego zmielonego
    1 łyżeczka ekstraktu waniliowego

    przybranie
    200 g truskawek

    masło rozpuścić i odstawić, żeby ostygło. ciastka zmiksować na miał. połączyć dokładnie z ostudzonym masłem. masą wyłożyć formę (jeśli nie jest silikonowa, dno należy wyłożyć papierem do pieczenia). włożyć na pół godziny do lodówki, a następnie piec w piekarniku rozgrzanym do 180st przez 15-20 minut. odstawić do ostudzenia.

    śmietankę ubić w wysokim naczyniu na sztywno, potem dodawać po trochę cukru i ubijać dalej. w drugiej misce zmiksować na wolnych obrotach wszystkie twarogi do połączenia składników, a następnie dodawać po trochę ubitej śmietany, miksując cały czas na wolnych obrotach do uzyskania gładkiej masy. na końcu dodać łyżeczkę ekstraktu i wmiksować ją w masę serową.

    na ostudzony spód wyłożyć serowy krem i przyozdobić świeżymi truskawkami, wedle uznania. schłodzić mocno przed podaniem, najlepiej całą noc.


    środa, 14 maja 2014

    zupa-krem z białych warzyw (plus fantazyjne dodatki)

    sezon szparagowy w pełni. nie ukrywam, że dla takiego szparagoholika jak ja, to najszczęśliwszy okres w roku. co prawda następny najszczęśliwszy okres w roku jest w sezonie czereśniowym, a kolejny w sezonie śliwkowym, figowym i dyniowym, ale to temat na zupełnie inny wpis.

    pyszna zupa-krem z białych, wiosennych warzyw, fantazyjnie podana, to mój sposób na celebrację tego wspaniałego czasu. mniam.

    przepis inspirowany tym tutaj.


    do zupy
    1 pęczek białych szparagów
    1 mały wiosenny kalafior
    2 kalarepy
    2 młode cebule

    300 ml półtłustego mleka (2%)
    sól, biały pieprz, pieprz ziołowy, cukier

    1 łyżka oliwy


    do podania
    zielone szparagi
    oliwa truflowa
    łosoś wędzony


    cebulę posiekaj i podsmaż w dużym garnku na oliwie. kalarepę obierz i pokrój w kostkę, kalafior podziel na różyczki, ze szparagów usuń zdrewniałe końcówki i obierz je ze skórki, a następnie pokrój na mniejsze kawałki. wszystko dodaj do cebuli (oprócz główek szparagowych) i zalej gorącą wodą do wysokości warzyw. gotuj ok 15 minut (do miękkości), a następnie zestaw z ognia i przestudź.


    odlej 3/4 wody z gotowania (zachowaj ją na później). ugotowane warzywa zmiksuj na gładko. do masy warzywnej dodaj mleko i podgrzewaj na małym ogniu, mieszając cały czas. jeśli zupa będzie bardzo gęsta, dodaj wody z gotowania warzyw. dodaj przypraw do smaku.

    ugotuj osobno główki białych szparagów (wystarczą im 3 minuty w osolonej i posłodzonej wodzie) i dodaj je do zupy.


    przed podaniem można zupę udekorować ugotowanymi zielonymi szparagami, kawałkami wędzonego łososia i spryskać oliwą truflową, ale możliwości podania jest dużo więcej. co oczywiście daje nam dobry powód do jedzenia zupy codziennie inaczej, aż do końca sezonu szparagowego :-)



    sobota, 10 maja 2014

    totalna majowa rozpusta - sernik na czekoladowym spodzie z kofiturą malinową i prażonymi migdałami!

    to, że serniki można robić na milion sposobów, w ogóle nie poprawia sprawy. zawsze jest jakiś, którego jeszcze nie próbowałam, a który wygląda tak, że można sobie dać za niego rękę uciąć. ten jednak wymyśliłam sama, i chociaż pewnie ktoś już gdzieś kiedyś upiekł podobny - jestem z niego dumna.

    właściwie wyszła z tego bardziej tarta serowa - na słodkim czekoladowym spodzie, z kwaskową, malinową nutą i zwartą, aromatyczną masą serową. mężowi musiałam odmówić drugiego kawałka, po który już wyciągał ręce, bo przecież następnego dnia zapowiedziani goście, a to niby ja jestem największym łasuchem sernikowym w tym domu!

    spód
    150g twardych i kruchych ciastek czekoladowych, najlepiej z kawałkami czekolady
    100g masła (myślę jednak, że można mniej, spód potem wydał mi się dosyć tłusty)

    masa
    200g zmielonego, tłustego twarogu
    280g twarogu typu ricotta
    3 jajka
    90g drobnego cukru
    1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
    1 łyżka mąki ziemniaczanej
    5 łyżek konfitur malinowych

    do posypania
    3 łyżki płatków migdałowych

    masło roztapiam i zostawiam do ostygnięcia. ciastka kruszę na miał w mikserze. mieszam przestudzone masło z ciastkami i wykładam do formy tortowej z dnem wyłożonym papierem do pieczenia. odstawiam do lodówki na min. 30 minut.

    jajka ubijam z cukrem do białości. twarogi rozcieram razem i po trochę dodaję do jajek, cały czas ubijając. po zmiksowaniu całości na jednolitą masę dodaję mąkę ziemniaczaną oraz ekstrakt waniliowy i ubijam do uzyskania jednorodnej konsystencji.

    na schłodzony spód wykładam konfiturę malinową - tak aby cały został pokryty cienką warstwą. na to wylewam masę serową i przykrywam wszystko folią aluminiową (jeśli ktoś lubi wypieczone serniki i ma zaufanie do swojego piekarnika, może piec bez folii - ja jednak wolę sernik jasny niż przysmalony z jednej strony, więc przykrywam).

    wstawiam do piekarnika i piekę w 180st przez 60 minut.

    sernik po upieczeniu najpierw zostawiam jeszcze chwilę w wyłączonym piekarniku, a potem studzę przy otwartych drzwiach. potem wyciągam, studzę do temperatury pokojowej i wstawiam na kilka godzin do lodówki, a najlepiej na całą noc.