niedziela, 18 stycznia 2015

pożegnanie... i powitanie!

po ponad trzech latach prowadzenia tego bloga (i ani razu nie obchodziłam jego urodzin, wyrodna matka) zauważyłam, że moje przepisy niebezpiecznie zbaczają w stronę małej ilości kalorii, braku cukru oraz wysokich wartości odżywczych. zbiegło się to jakimś cudownym zbiegiem okoliczności z faktem ukończenia przeze mnie studiów podyplomowych. i tak o to stałam się psychologiem ze specjalizacją z psychodietetyki, nawiązałam współpracę z instytutem psychodietetyki we wrocławiu i zostałam warzywną terrorystką. moje nowe oblicze zasługiwało na nowe miejsce w sieci i tak powstała:



jeśli nie przeszkadzał ci brak cukru w deserze, ani jedzenie kotletów niezrobionych z mięsa, zapraszam pod nowy adres. będzie jeszcze więcej zdrowotności okraszonej psychologizującym komentarzem - w sam raz na nowy rok. zapraszam już od poniedziałku!

czwartek, 11 grudnia 2014

gorąca czekolada bez dodatku cukru. można? można!

czy ja w ogóle muszę coś pisać w tym temacie?

porcja dla jednej, zdesperowanej z powodu późnojesiennej szarugi osoby

szklanka mleka 2%
2 rządki gorzkiej czekolady (40 g)
1 łyżeczka syropu klonowego (lub dwie, jeśli mamy poważny, zimowy kryzys)
1/2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
1 płaska łyżeczka mąki kukurydzianej

część mleka odlać (wystarczy kilka łyżek) i rozprowadzić w nim mąkę. dolać do reszty mleka, dodać pokruszoną na kawałki czekoladę, cynamon i ekstrakt waniliowy. zagotować, zmniejszyć płomień i pogotować jeszcze chwilę na małym ogniu. kiedy czekolada trochę zgęstnieje, posłodzić syropem.

wypić powolutku, rozkoszując się chwilą błogiej ciszy (jeśli nie jest nam dana cisza, udawajmy chociaż przez 3 pierwsze łyki, że żadna paroova nie pałęta nam się pod nogami krzycząc: "mamo, pomusz, namaluj heloł kity!")

poniedziałek, 8 grudnia 2014

zupa z zielonej soczewicy, szpinaku i suszonych pomidorów

jedzcie więcej warzyw strączkowych, są bardzo zdrowe i smaczne, bla bla bla. mogę tak długo, a ci, co wolą mięcho, i tak pójdą po kiełbasę do lodówki. ale ci, którzy nie mają nic przeciwko, żeby smaczne łączyć ze zdrowym i zalecanym przez who, niech spojrzą łaskawie na zieloną soczewicę. tym bardziej, że dzisiaj (wyjątkowo) nie zmiksowałam!

ok 6 porcji bardzo sycącej zupy
150 g zielonej soczewicy (z worka, nie z puszki)
450 g mrożonego szpinaku (rozmrożonego)
2 marchewki
1 pietruszka
150 g suszonych pomidorów
1 mała cebula
2 łyżki oliwy
sól i pieprz do smaku
6 szklanek wody lub bulionu warzywnego

cebulę siekamy bardzo drobno i wrzucamy na rozgrzaną oliwę. solimy i smażymy 3 minutki, a następnie wrzucamy opłukaną na sitku soczewicę. smażymy kolejne 3 minutki. dodajemy marchewkę i pietruszkę pokrojone w pół- lub ćwierćplasterki i smażymy jeszcze 3 minutki. zalewamy wodą i gotujemy 15-20 minut.

dodajemy rozmrożony szpinak i gotujemy jeszcze 10-15 minut. dodajemy posiekane suszone pomidory (odsączamy je z oleju, ale nie jakoś bardzo starannie) i gotujemy jeszcze chwilę, pod koniec przyprawiając do smaku, jeśli uznamy za stosowne.




piątek, 5 grudnia 2014

najprostsza na świecie tarta z gruszkami i syropem klonowym

naprawdę najprostsza, na wypadek niezapowiedzianych gości lub niezapowiedzianej ochoty na słodkie. syrop klonowy dodaje temu deserowi dużo aromatu, więc nie warto go zastępować jakimś zamiennikiem. najlepsza jest świeżo, prosto z pieca, żeby ciasto było jeszcze chrupiące.

1 opakowanie ciasta francuskiego dobrej jakości
2 łyżki syropu klonowego
1 niezbyt dojrzała gruszka
1 garść orzechów włoskich

ciasto rozmrażamy, delikatnie rozwałkowujemy, wykładamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia. zawijamy mały brzeg, który możemy posmarować mlekiem albo rozbełtanym żółtkiem, a środek nakłuwamy widelcem w paru miejscach. pieczemy w temperaturze 200 stopni pod obciążeniem ok. 15 minut.

gruszkę kroimy na cienkie plastry, orzechy drobno siekamy. połową syropu smarujemy podpieczone ciasto, na które następnie wykładamy gruszkę. posypujemy wszystko orzechami i polewamy drugą połową syropu.

pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni przez ok 20 minut (gruszka ma zmięknąć).


środa, 3 grudnia 2014

brukselka pieczona z pieczarkami i kiełbasą

jakiś czas temu zostałam szczęśliwą właścicielką najprawdziwszej kiełbasy z sarny, towaru luksusowego i wymagającego pewnej oprawy. na przykład musztardy gruszkowej z doliny baryczy i razowego żytniego chleba (tak poszła jej większość). ale pozostała część wylądowała w smacznym, jesiennym obiedzie, w towarzystwie brukselki (to znienawidzone przez większość warzywo jest bardzo zdrowe i potrafi być naprawdę smaczne!), brązowych pieczarek (warto ich poszukać, bo są bardziej aromatyczne niż białe) i kaszy pęczak.

2 porcje

400 g brukselki
120 g brązowych pieczarek
100-150 g kiełbasy (nie musi być z sarny, ale powinna być dobrej jakości)
2 łyżki soku z cytryny
1 łyżka oleju
sól i pieprz
kilka gałązek świeżego tymianku
100 g kaszy pęczak

brukselkę umyć i obrać z wierzchnich liści, odkroić końcówki i przekroić na połówki. pieczarki dokładnie umyć (kiedyś do tego celu nabyłam specjalną miękką szczoteczkę, niech żyją dziwne kuchenne gadżety), odkroić końcówki, ale nie obierać ze skórki. brukselkę i grzyby zblanszować (najlepiej na parze) ok 4-5 minut (można też w wodzie - ok 2 minuty). odsączyć. kiełbasę pokroić w półplasterki. tymianek obrać z najbardziej zdrewniałych gałązek i posiekać z grubsza to, co zostanie. wymieszać wszystkie składniki razem z sokiem z cytryny i przyprawami, włożyć do naczynia żaroodpornego i zapiekać w temperaturze 180 stopni przez 20-25 minut (brukselka powinna być jędrna).

w międzyczasie ugotować kaszę wg przepisu na opakowaniu.

na koniec zapiekane warzywa i kiełbasę wymieszać z kaszą. podawać natychmiast.


sobota, 29 listopada 2014

korpolancz - sałatka z makaronu ryżowego, surimi i brokułów

korpolancze powinny być szybkie, niewymagające i ciekawe - żebyśmy mieli zachętę do oderwania się od październikowego zestawienia i prognoz na czwarty kwartał. ten korpolancz to ukłon w stronę kuchni azjatyckiej - dla tych, którzy w przesycie dobrobytem mają dosyć happy hour w sushi barze. albo po prostu lubią surimi.

2 porcje

50 g makaronu ryżowego
100 g surimi
100 g tofu
1/2 brokuła
1/2 łyżki oleju
2 łyżki sezamu
1 łyżka sosu sojowego
1-2 łyżki sosu słodkiego chilli (zależy czy lubimy na ostro)
1 łyżka miodu (dla tych, co lubią na słodko)

brokuła dzielimy na małe różyczki i gotujemy krótko - jakieś 5 minut wystarczy, mają być lekko twarde. makaron przygotowujemy wg przepisu na opakowaniu. surimi kroimy w plasterki, tofu w kostkę.

składniki na sos dokładnie mieszamy.

wszystkie składniki po ostudzeniu wrzucamy do miski i mieszamy dokładnie. dzielimy na porcje, przekładamy do grzecznych, acz stylowych pojemniczków lanczowych i zjadamy w obowiązkowej przerwie.


czwartek, 27 listopada 2014

z cyklu "bez cukru": amarantuski z masłem orzechowym

jestem jednym z was, łasuchy, i bardzo dobrze was rozumiem. czasem po prostu nie da się żyć bez czegoś chociaż trochę słodkiego (a konkretnie codziennie w okolicach godziny 16.30). lepiej się więc zabezpieczyć na tak zwane zaś i nie wychodzić z domu w okolicach godziny zero bez czegoś dobrego. a żeby dobre było zdrowe, wystarczy przejść się w okolice zdrowej półki w markecie i poszukać ekspandowanego amarantusa i masła orzechowego (zamiast po raz kolejny buszować między czipsami i batonami). obiecuję, że w 30 minut dacie radę wyczarować umiarkowanie słodką przekąskę, którą będziecie mogli zjeść bez większych wyrzutów sumienia.

składniki na ok 12 średnich ciastek

100 g ekspandowanego amarantusa
3 łyżki masła orzechowego (najlepsze byłoby takie bez soli i cukru)
1 dojrzały banan
50 g posiekanych migdałów lub płatków migdałowych
1-2 łyżki miodu/syropu klonowego/syropu z agawy

suche składniki wymieszać w jednej misce. w drugiej ugnieść banany z masłem orzechowym i miodem. zagnieść wszystko porządnie, uformować małe ciasteczka i piec na papierze do pieczenia w piekarniku rozgrzanym do temperatury 180 stopni przez 10-12 minut. wyjąć, ostudzić na kratce. zajadać.