czy wasza kuchnia w trakcie i po gotowaniu naprawdę wygląda tak, jak te na zdjęciach w pięknych blogach? gdzie wszystkie składniki w pięknych naczynkach są przygotowane miząplas, w jasnych wnętrzach równo poukładane limonki, jajka, które nie mają śladów ptasiej kupy na skorupce i cukier przesypany z opakowania do słoika vintage, a dopiero potem do miski z masą, też vintage zresztą? ale tak serio?
otóż moja kuchnia nie. moja kuchnia wygląda, jakby najpierw odbyła się w niej studencka impreza, potem przeszło po niej stado słoni, a na końcu strzelił w nią piorun. kosz na śmieci stoi na środku, skorupki jajek leżą w zlewie, wszystkie łyżki z szuflady są pobrudzone, a ja wpadam w panikę, bo nie mam czwartej czystej miski, żeby przesiać mąkę. to jest standard i tym razem też tak było - a wcale nie robiłam 4-daniowego obiadu, tylko jeden skromny sernik na urodziny przyjaciółki.
potem było tylko gorzej. przypaliłam pierwszy spód (tak to jest, jak człowiek przekombinuje - chciałam, żeby był bardziej chrupiący i zamiast włączyć grzanie na termoobieg, włączyłam górną grzałkę), potem musiałam biec w przysłowiowym dresie do sklepu po ciastka zbożowe, bo już się skończyły (poprzedniego dnia wyjadłam "parę" z opakowania przeznaczonego do pieczenia, więc nawet to, że kupiłam je z podwójnym zapasem, nie pomogło). następnie ucierałam ser ręcznie (nie mam miksera), co zajęło mi pół dnia i wymęczyło doszczętnie. a na koniec okazało się, że truskawek było za dużo i zamiast uroczych świrków z przecieru truskawkowego, na powierzchni masy serowej zrobiła się prawie jednolita warstwa dżemu. przy pieczeniu sernik oczywiście pękł, może dlatego, że mam płytką blachę do pieczenia i nie zauważyłam, że woda z kąpieli wodnej wyparowała w trakcie. nie zdążyłam go też w związku z tym wszystkim porządnie schłodzić, więc trochę za bardzo trząsł się po środku przy krojeniu.
ale nic to. nikt nie zgłaszał zastrzeżeń, a sernik został zjedzony zaraz po zdmuchnięciu świeczek. no i dobrze, w końcu po to są serniki :-)
przepis pochodzi stąd i jeśli ktoś chce zobaczyć, jak powinien wyglądać, niech ogląda tam. ja wprowadziłam tylko kosmetyczne zmiany, np. zamieniłam maliny na truskawki, bo maliny to na razie towar niedostępny, a pierwsze truskawki są już widoczne.
120 g pokruszonych na piasek (np. w malakserze) ciasteczek zbożowych
2 łyżki stopionego masła
1,5 szkl + 2 łyżki cukru
200 g truskawek (wydaje mi się, że można mniej, wtedy efekt owocowych świrków na wierzchu ciasta jest ładniejszy i bardziej widoczny)
1 kg twarogu sernikowego w temperaturze pokojowej
szczypta soli
4 duże jajka w temperaturze pokojowej
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
wrzątek do kąpieli wodnej
pokruszone ciasteczka zmieszaj z masłem. okrągłą formę o średnicy ok. 23 cm owiń dwukrotnie folią do pieczenia (od spodu i po bokach), na dno wygnieć masę ciasteczkową. piecz w temperaturze 175 st. przez ok 10 minut. wystudź.
zmiksuj truskawki na puree, przetrzyj przez drobne sito. zmieszaj z 2 łyżkami cukru, odstaw.
ucieraj twaróg, aż będzie puszysty. następnie dodawaj powoli 1,5 szkl cukru, cały czas ucierając. dodaj sól i wanilię, dobrze wymieszaj. po kolei dodawaj jajka cały czas delikatnie ucierając.
wyłóż ciasto na upieczony spód. wyrównaj wierzch. łyżką nakładaj kleksy puree truskawkowego, a następnie patyczkiem (np. do szaszłyków, albo wykałaczką) rozbełtaj je w coś, co roboczo nazwałam świrkami (patrz zdjęcie w oryginalnym przepisie).
postaw formę na tacy do pieczenia, wstaw do piekarnika nagrzanego do 160 st. i wlej wrzątku - tyle, aby sięgał do połowy formy. jeśli twoja tacka, tak jak moja, jest na to za płytka, trzeba sprawdzać w trakcie pieczenia, czy woda nie wyparowała - jeśli tak, dolej wrzątku. piecz 60-65 minut. sernik ma być lekko trzęsący się pośrodku (ma zastygnąć później). potem wyjmij, ostudź i wsadź do lodówki, najlepiej na całą noc. przed wyjęciem z formy, obkrój obrys nożem.
trzeba przyznać, że masa serowa jest bardzo lekka i puszysta, więc jest szansa, że przepis posłuży mi jako baza do innych serników. chociaż - niedługo będą maliny :-)
moja kuchnia po pieczeniu tez wyglada jak pobojowisko - zazwyczaj wszystko jest w mące :) a sernik brzmi baaardzo smacznie :)
OdpowiedzUsuńJak i u mnie - kuchnia po moim pieczeniu lub gotowaniu wygląda jakby przeszedł przez nią tajfun... Mąż kocha moje jedzenie, ale łapie się za głowę za każdym razem gdy wchodzi sprawdzić czemu tak hałasuję. Cóż - ważny jest efekt :D Żeby zrobić zdjęcie muszą odgruzować kawałek blatu. A nieudane ciacha, które ratuje się w ostatniej chwili to także moja bajka :) A sernik? Wygląda pysznie :D
OdpowiedzUsuńA moja kuchnia po pieczeniu wcale nie wygląda tak źle ;D
OdpowiedzUsuńZawsze przed pieczeniem przygotowuję sobie wszystkie składniki, wyjmuję je z lodówki, odmierzam cukier, przesiewam mąkę itp. by potem tylko wszystko ze sobą połączyć ;)
W tym czasie, gdy składniki grzecznie sobie czekają na kuchennym blacie to sprzątam to co się pobrudziło wtrakcie przygotowań, wyrzucam puste opakowania, skorupki po jajkach itp, by podczas robienia ciasta mieć jako tako porządek :)
Bo moim zdaniem nie ma nic gorszego niż robienie ciasta w chaosie :D Nie potrafię odnaleźć się w zagraconej miseczkami, papierkami i innymi rzeczami kuchni :D
zazdraszczam - też mam zawsze taką ambicję, żeby sobie wszystko przygotować, ale kończy się na tym, że rękami w maśle, jajku i mące otwieram pojemnik z cukrem ;-)
OdpowiedzUsuńJa na początku też miałam problem z zachowaniem czystości w kuchni w czasie pieczenia, ale teraz doszłam do wprawy. Przede wszystkim nigdy nie szykuję na blacie składników, bo za dużo schodzi na to miseczek i różnych naczynek. Większość sypkich składników mam w poręcznych pojemnikach (nie do końca vintage, ale dobrze się sprawdzają szklane słoiki ze 1001 drobiazgów). Jeżeli robię sernik na twarogu z kubełka, to do niego potem wrzucam wszystkie odpadki i wyrzucam na końcu. Wykorzystane miski myję w międzyczasie, gdy np. czekolada się rozpuszcza w kąpieli wodnej. Zazwyczaj na koniec, gdy ciasto ląduje w piekarniku, pozostaje mi tylko przetrzeć blat i umyć jedną miskę i jedną łyżkę.
OdpowiedzUsuńPonieważ wszystko robię na niewielkim blacie, na stole rzeczywiście mam bielutki obrus w kwiatki z cukierkowym bieżnikiem, a na tym paterę z zaaranżowanymi owocami i warzywami. Aranżuję ją wyrzucając na nią zakupione składniki jak leci, ale i tak wygląda ładnie :) Na parapecie mam kilka książek kucharskich, vintage kogutki i vintage pojemniki z ziołami - ponieważ jestem w stanie zabić nawet kaktusa, kupuję od czasu do czasu zioła w sklepie i wrzucam bez przesadzania do pojemników. Spokojnie wytrzymują dwa tygodnie, więc jest kiedy je zjeść :) A metalowe kogutki to jedyna ozdoba, której mój kot nie potrafi nadgryźć :)
Jak widzisz, da się, trzeba się tylko zorganizować. Trochę praktyki i też dasz radę.
Co do sernika, to ładnie Ci wyszedł, co chcesz. Jeśli nie chcesz się bawić z kąpielą wodną, to równie dobrze możesz postawić sernik na kratce, a na blachę pod nim wlać wody. Stosuję od lat z powodzeniem. Jeśli nie chcesz, żeby opadał, to go za długo nie ucieraj i nie ubijaj białek - ja w swoich sernikach wrzucam po prostu wszystkie składniki do miksera i miksuję, aż uzyskam gładką masę. Po upieczeniu zostaw sernik na pół godziny w wyłączonym, uchylonym piekarniku - zetnie się lepiej i mniej opadnie.
Uff, to chyba tyle, jeśli chcesz, to zapraszam do mnie - trochę tych serników mam :) Serniki.
Pozdrawiam
Lepiej by nikt nie widział jak wygląda moja kuchnia, kiedy coś w niej robię. Zawsze jakimś cudem wszędzie rozsypuje się mąka, cukier, na podłodze sterty naczyń i garnków. U mnie jeszcze jest ten minus, że mam kuchnię (o ile to pomieszczenie malutkie można tak nazwać) otwartą na pokój. Chyba pora zacząć dbać bardziej o porządek w niej. Tylko, jak to uczynić..
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
ja też mam ten problem - może komentarz usagi pomoże :-) pozdrawiam!
Usuń