lubię leżeć wieczorem i przed zaśnięciem zastanawiać się, co bym sobie zjadła następnego dnia. czasami nie mam pomysłu, nie pamiętam, co mam w lodówce i nie bardzo mam na cokolwiek ochotę - wtedy życie jest do bani. ale czasami coś mnie tknie, że czegoś dawno nie jadłam, że widziałam w gazecie takie zdjęcie, że już dawno chciałam to zrobić i zasypiam jak dziecko. rano siadam do komputera lub notatnika szukać inspiracji i robię listę zakupów. dzisiaj musiałam przejść do dalszego sklepu, żeby kupić świeże zioła, a w moim stanie to jest wyczyn, ale to nic - wszystko dla pysznego omleta z fetą, pomidorkami i bazylią.
jednego tylko nie zrobiłam, a co podobno warto - nie przypiekłam omleta w piekarniku z góry po usmażeniu. nie dorobiłam się jeszcze takiej patelni, która nadawałaby się jednocześnie na kuchenkę indukcyjną, do robienia omletów i naleśników oraz do piekarnika. ale jeszcze wszystko przede mną :-)
1 porcja
2 jajka
2 pomidorki rzymskie
1/3 opakowania fety
1 dymka (biała część)
garść posiekanych liści bazylii
świeżo mielony pieprz
łyżeczka oliwy
łyżeczka masła
1 łyżka wody
dymkę
pokroić w półpiórka (nie wiem, czy to się tak nazywa - pewnie nie, ale
mam nadzieję, że będziecie wiedzieć, o co chodzi), poddusić na maśle i
oliwie. dodać pokrojone w półplasterki pomidory, poddusić do miękkości.
dodać fetę. rozłożyć składniki równomiernie po patelni, zalać jajkami
roztrzepanymi z łyżką wody. posypać świeżo mielonym pieprzem i posiekaną
bazylią. na małym/średnim ogniu piec omlet pod przykryciem, aż jajka
całkiem się zetną.
przełożyć delikatnie omlet na talerz (to się
udaje różnie, czasem schodzi w całości, czasem nie, generalnie im więcej
mokrych składników, tym mam wrażenie że gorzej). podawać z grzankami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz