to właściwie będzie bardziej recenzja przepisu znalezionego w gazecie. autorką jest eva longoria, która, jeśli rzeczywiście jada takie dania na codzień, to chyba zamiast na planie serialu musi pracować na budowie albo w kopalni, bo ja utyłam od samego patrzenia. jako dodatek proponuje pieczone ziemniaczki, żeby było dietetyczniej...
danie jest smaczne, ale jest parę "ale". kurczak wychodzi mięciutki i bardzo soczysty, powiedziałabym, że nawet na granicy "rozgotowania", ja jestem jednak przyzwyczajona do nieco twardszego mięsa. można więc poeksperymentować ze skróceniem czasu pieczenia, np. o 10 minut. pomimo tego, że się go niedosala, z powodu ilości sosu sojowego w marynacie, a przede wszystkim z powodu boczku, jest dosyć słony. do tego cytryna, co do której miałam mieszane uczucia. miałam straszną ochotę na cytrynowego kurczaka, ale ponieważ w tym przepisie cytryna leży na boczku, samo mięso mało przechodzi jej aromatem. żeby coś poczuć nawet zjadłam parę plasterków, ale była bardzo spieczona i kwaśna i jakoś nie wydaje mi się, że o ten efekt chodziło. generalnie niby fajnie, ale chyba nie zrobię tego drugi raz w dokładnie ten sam sposób. plusem jest niewielka ilość pracy, którą trzeba włożyć w przygotowanie, a także piękny zapach pieczonego kurczaka rozchodzący się po domu :-)
2 porcje
dwa udka z kurczaka
2 łyżki oliwy
6 łyżek sosu sojowego
6 plasterków boczku
1 cytryna pokrojona w plasterki
po szczypcie tymianku, szałwii i cząbru
wymieszaj oliwę i sos sojowy. posmaruj udka marynatą i marynuj przez ok. godzinę. potem obsmaż na patelni po kilka minut z każdej strony, żeby się zezłociły. gorącego kurczaka połóż na blasze lub w naczyniu do zapiekania wyłożonym papierem do pieczenia, połóż na nim plasterki boczku i cytryny. posyp ziołami. piecz w 200 st. przez godzinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz