sobota, 28 lipca 2012

to może być ostatni raz - kotlety z groszku

tak, tak, przyszedł na nas czas. córka w przyszłym tygodniu wybiera się na świat i pewnie przez dłuższą chwilę nie będę miała głowy do prowadzenia bloga. do gotowania zresztą też nie, no chyba, że ktoś bardzo chce przepis na pierś z kurczaka na parze z ziemniakami z wody i brokułami bez soli. czy jakoś tak.

nie gotuję już zresztą od jakiegoś czasu, bo ani temperatura, ani rozmiar wielorybka nie sprzyjają inwencji w kuchni. do tego jeszcze innego problemy zdrowotne, przez które nie mogę dźwigać ani się schylać, a więc korzystanie z piekarnika i robienie zakupów odpada.

ale to nie ma być przecież pesymistyczny wpis. jak dobrze pójdzie, za paręnaście tygodni będę gotować i spisywać przepisy dla młodych matek na sezon jesienny, kiedy mała będzie grzecznie spała w swoim pokoiku. i tej wersji się trzymajmy. kurczowo :-)

postaram się jeszcze wrzucić parę przepisów pożegnalnych, które popełniłam już jakiś czas temu, ale nie miałam czasu, głowy, ani siły, żeby je opublikować - jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, oczywiście. w razie gdyby jednak sygnał nagle się urwał, to znaczy że wiekopomna chwila nadejszła nieco wcześniej :-)

dzisiaj przepis na kotlety z groszku. sprawa jest prosta i zainspirowana poszukiwaniami w internecie na różnych stronach - potrzebowałam sposobu pozbycia się resztek hurtowych ilości mrożonego groszku (małż. wysłany kiedyś na zakupy po 3 paczki mrożonego groszku kupił, owszem 3 paczki, ale po 750g. to było parę ładnych miesięcy temu. surowy groszek ze zdjęcia pochłonęłam łuskając łapczywie na balkonie podczas lektury książki). a że sezon na zielone w pełni, to może ktoś się jeszcze skusi.


wyjdzie z tego nie pamiętam ile sztuk, ale na pewno na 4 osoby, albo może nawet więcej
500 g groszku (mrożonego w moim przypadku)
mała cebula 

łyżka masła
łyżka mięty
1/3 opakowania fety
2 łyżki bułki tartej

sól, pieprz do smaku (z solą uważać, bo feta jest słona)


groszek ugotować do miękkości, wystudzić, rozgnieść. małą cebulę drobno pokrojoną usmażyć na maśle do miękkości. wymieszać z groszkiem, bułką tartą i miętą, na koniec dodając pokruszoną fetę. rozważałam dodanie jajka, ale chyba nawet nie miałam w domu, więc można poeksperymentować na własną rękę.


formujemy dość płaskie kotleciki i smażymy do zbrązowienia na oliwie na rozgrzanej teflonowej patelni. kotleciki są dość luźne, ale to jest cena ich dietetyczności. na szczęście wszystkie składniki są nie-surowe, więc nie ma się co bać, że coś się nie dogotuje :-)




1 komentarz:

  1. Ale fajny przepis! Też niedawno bawiłam się groszkiem, ale moje kotleciki były zupełnie inne. Następnym razem wypróbuję Twoją wersję. Dziękuję za inspirację.

    OdpowiedzUsuń