coś za mną chodziło. na słono. coś jak pizza, ale nie osobne danie. coś jak chleb, ale nie że kanapka. coś jakby z włoch, ale nie makaron, coś nie na deser, więc bez cukru, coś jak dodatek do pysznej zupy lub sałaty. było lato, więc zaprosiłam olgę i stało się. foccacia.
robiło się strasznie długo, bo drożdżowe ciasto wymaga cierpliwości, czasu i długiego urobu, o czym nie pomyślałyśmy, dlatego foccacia była gotowa na długo po tym, jak olga wyszła. no cóż, ani ja, ani wojtek nie narzekaliśmy, bo wyszła pyszna - i cała dla nas :-)
zjedliśmy z zupą, i z sałatką, i podjadaną przed śniadaniem i posmarowaną pesto do kolacji. dla mnie bomba.
przepis jest inspirowany dwoma postami z innego perfekcyjnego bloga o gotowaniu - tym i tym. ciasto pochodzi z tego drugiego, a wsad jest kombinowany. wydaje mi się, że na wierzch tego pieczywa można położyć różne rzeczy, ale te tradycyjnie włoskie są najbardziej na miejscu: zioła, oliwki, kapary, pomidory świeże lub suszone. na pewno będę jeszcze próbować innych wersji, więc myślę, że temat powróci :-)
ja miałam ochotę na foccacię cienką i chrupiącą, więc upiekłam prostokąt na blasze o wymiarach zbliżonych do podanych w przepisie. nie wiem, ile to porcji - pewnie od kilkunastu do jednej - w zależności od waszego spustu ;-)
ciasto:
10 g świeżych drożdży
150 ml ciepłej wody
250 g mąki
1 łyżeczka soli
oliwa z oliwek
garść zielonych oliwek
2 łyżeczki gruboziarnistej soli morskiej
dołożyłyśmy pomidorki koktajlowe z drugiego przepisu
dodałyśmy te zioła, które akurat miałam świeże: bazylię, rozmaryn, tymianek, majeranek
zrobić zaczyn (tak, robiłyśmy zaczyn ze świeżych drożdży...): drożdże
skruszyć do kubka, dodać 60 ml ciepłej wody (nie gorącej, bo zabijecie drożdże), pół łyżeczki cukru i 2
łyżki mąki. wymieszać i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia, na
około 20 minut.
mąkę przesiać do miski i wymieszać z 1 łyżeczką
soli oraz 1 łyżką oliwy z oliwek. dodać drożdże oraz resztę ciepłej
wody. składniki wymieszać w misce drewnianą łyżką, połączyć w kulę (do tego już trochę trzeba użyć rąk). ciasto wyłożyć na posypany mąką blat. wyrabiać przez 15 minut, aż będzie
gładkie i elastyczne.
na blacie rozsmarować jedną łyżkę oliwy,
wyłożyć ciasto i rozwałkować je na około placek pasujący do blachy ok. 26x30 cm. blachę do
pieczenia wysmarować oliwą i wyłożyć na nią rozwałkowane ciasto. przykryć przeźroczystą folią i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia
na 1,5 godziny (nigdy nie wiem, co robić na wiosnę albo jesienią, kiedy nie grzeją kaloryfery ani nie ma upału - zwykle po prostu odstawiam, ale podobno można też bardzo delikatnie nagrzać piekarnik i wstawić przy uchylonych drzwiach - na własne ryzyko :-). piekarnik nagrzać do 220°C.
ciasto posypać solą
morską i ziołami. wyłożyć oliwki wymieszane z dwiema
łyżkami oliwy, lekko podociskać, wyłożyć pomidorki poprzecinane na pół, przecięciem do góry, lekko docisnąć. odstawić ponownie do wyrośnięcia na godzinę. wstawić do
nagrzanego piekarnika i piec przez 15-20 minut na złoty kolor.
podawać
z oliwą z oliwek. można też, tak jak wojtek i ja, z uwagi miłość do pesto i otwarty słoiczek w lodówce, posmarować odrobinę tym specjałem. zajadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz