niedziela, 30 października 2011

wpis pierwszy

chciałabym prowadzić bloga kulinarnego, najlepiej takiego, jakie sama najchętniej odwiedzam. gdzie wszystkie zdjęcia kuszą wymyślną, estetyczną stylizacją, przepisy nigdy nie mają wad ani braków, a potrawy udają się same. na końcu posta zwykle jest jakieś soczyste "mniam" albo "następnym razem zrobię coś takiego..." i tu autor pokazuje przedsmak kolejnej uczty. ja się wtedy oczywiście strasznie obśliniam i wyobrażam sobie, że moje danie wyjdzie równie wspaniale.

no więc próbuję. najpierw czytam przepis, chociaż nie, zwykle nie czytam, bo mi się nie chce. no więc już wymieszałam mąkę z proszkiem, dodałam cukru i chcę dodać mleko, a tu się okazuje, że nie ma napisane, ile jest go potrzebne. albo - roluję ciasto "wzdłuż dłuższego boku", jak każe przepis, a tu się okazuje, że jednak autor najprawdopodobniej co innego miał na myśli, bo bułeczki po upieczeniu wyglądają jak bochny chleba, a nie jak zgrabne wypieki ze zdjęcia w internecie.

dodam do tego, że w kuchni bardziej przypominam nigellę* (z jej mieszaniem palcami i brudzeniem tysiąca narzędzi) niż karola okrasę (jak w ogóle kucharz może być chudy? coś mnie to nie przekonuje...), tyle że po mnie nikt nie sprząta. wtedy zwykle moja kuchnia wygląda tak:

















lub tak:

















zdarza mi się rzucać w kuchni brzydkimi wyrazami. zwłaszcza, kiedy o 1.30 w nocy próbuję upasteryzować swój przetwór i nie wychodzi, a raczej wychodzi, przetwór z ze słoika, bo nikt nie napisał, że trzeba go włożyć naprawdę mało, żeby nie wyszedł.

ale za to potem nadchodzi ta chwila, kiedy przychodzą zaproszeni goście, kuchnia wygląda tak:

















a menu ociera się o perfekcję:


















wtedy zapominam o tym, że ucięłam się w palec, zwarzyłam mascarpone i przypaliłam beszamel. bo dla takiego jedzenia, które cieszy oko, podniebienie i żołądek, warto się starać :-)

co będę więc tutaj robić? na pewno testować przepisy. sprawdzać, które mają błędy, a które dają gwarancję na powodzenie. na pewno będę pokazywać własne błędy - dość udawania, że wszystko zawsze wychodzi, a na mojej patelni na pewno się nic nie przypala. być może nawet uda mi się wpaść na jakiś ciekawy pomysł - nie przesadzałabym od razu, że będzie to nowatorski przepis, chociaż kto wie... ;-)

* lawson

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz