od siebie tylko dodam, że można zwykły cukier zastąpić brązowym (więcej aromatu) i dać go jednak trochę mniej (ja dałam ok 30g mniej, ale proporcje podaję oryginalne), a czekolada powinna być koniecznie bardzo gorzka, minimum 70% gorzkości.
najlepsze jest świeże - lekko wilgotne i ciągnące się w środku. następnego dnia warto je lekko podgrzać, wtedy odzyskuje konsystencję (ja też bym nie powiedziała, że to małe ciasto wytrzyma u nas aż trzy dni - już jeden kawałek ma tak intensywny smak, że wystarczy nawet takim czekoladowym potworom jak my).
w rondelku zagotuj wodę z cukrem i gotuj na małym ogniu mieszając, aż ten ostatni się rozpuści. dodaj połamaną na kawałki czekoladę oraz pokrojone masło, poczekaj aż się rozpuszczą i zestaw rondelek z ognia.
zmiksuj jajka z mąką. powoli dodaj masę czekoladową i zmiksuj na gładko. dodaj posiekane drobno orzechy i wymieszaj całość.
przelej masę do formy wyłożonej papierem (okrągła o średnicy 22-25 cm powinna być w sam raz, ale może być jakakolwiek) i piecz w 200 stopniach przez 20-25 minut, w zależności od tego, jak bardzo wypieczone ciasto lubisz. im dłużej, tym bardziej suche. wyjmij i pozostaw do ostygnięcia, a przed podaniem posyp troszku cukrem pudrem przez sitko. nie będę ukrywać, że ciężko się oprzeć :-)
Moja Droga... ciasto na ostatnim zdjęciu jest łudząco podobne do... Pamiętasz? Czy oprócz wyglądu coś jeszcze łączy te ciasta?
OdpowiedzUsuńhmmm... śmiem twierdzić, że poziom pysznościowości jest bardzo podobny! :-)
Usuń