przez cały rok, kiedy oczywiście nie mam na to szans, marzą mi się świeże figi. są przyjemnością tak zmysłową, co luksusową. kiedy więc już są, już mogę je mieć, kupuję cztery, bo na więcej mnie nie stać i zjadam na surowo w sałatce. są cudowne. będą musiały wystarczyć aż do za rok.
2 porcje (proporcji nie podaję, tak zmysłowa przyjemność nie lubi matematyki)
świeże figi
dojrzałe pomidorki koktajlowe
liście mieszanych sałat
prażone orzechy włoskie z grubsza posiekane
kawałek koziego sera, pokruszony
sos
łyżka dżemu z czarnej porzeczki bez cukru
łyżeczka musztardy (pewnie dijońskiej najlepiej, ale ja coś nie mogę się przekonać)
2 łyżeczki oliwy extra vergine
łyżeczka octu balsamicznego
sól, pieprz, brązowy cukier - do smaku
figi delikatnie wyjąć z papieru, pogłaskać omszałą skórkę, poprzemawiać czule. obmyć. przekroić na pół, potem jeszcze raz na pół. delikatnie odłożyć na bok, oblizać palce z soku.
składniki na sos wymieszać w shakerze lub zamkniętym słoiczku.
resztę składników sałatki porozkładać na talerzach. na samym końcu z poukładać figi i polać sosem. popatrzeć przez chwilę i zjeść bez żadnych wyrzutów sumienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz