powiedzmy to sobie jasno - każde gotowanie poprzedzone jest zakupami. ktoś te składniki musi wybrać na półce w sklepie i zatahać do domu (no chyba że ktoś, tak jak ja, zrobił dzisiaj zakupy internetowe). ktoś musi je wyładować z siatek i wsadzić do lodówki. a jak wyglądają zakupy, jeśli się jest perwersyjną panią domu?
wraca się obwieszoną jak bożonarodzeniowa choinka, a zakupy wylewają się z wózka, przygniatając dziecko. o tym już pisałam. dzisiaj o tym jak się wchodzi do domu z bambetlem i zakupami.
najpierw dziękuje się niebiosom, że się ma windę, która zawiezie panią, jej dziecko, wózek i zakupy na właściwe piętro. potem przeklina się fakt, że małż nie zdjął jeszcze autozamykania w w drzwiach przeciwwłamaniowych. potem przypomina się sobie, że i tak ma się dwa durne koty, które uciekają do piwnicy, jak tylko otworzy się drzwi wejściowe, więc zdjęcie autozamykania miałoby swoje minusy. jedną nogą trzyma się więc drzwi, drugą nogą wyjmuje się zakupy z wózka i wrzuca do przedpokoju byle jak. jeśli ma się szczęście, bambetl jeszcze śpi i nie protestuje.
gdzieś w międzyczasie rozbiera się z kurtki, szalika, czapki, swetra, które wrzuca się do przedpokoju wprost na koty. potem wyjmuje się dziecko, które oczywiście budzi się głodne po spacerze, ściąga się dwoma kopnięciami botki (na szczęście wsuwane) i zostawia na klatce schodowej razem z toną śniegu, błota, soli i piachu. może się kiedyś posprząta.
dużo później, wieczorem, jeśli się nie zaśnie przed telewizorem, pozostaje już tylko upiec urodzinowy sernik piernik :-)
sernik stąd. masa serowa była pyszna, planuję zrobić go na święta w wersji bezpiernikowej. spód mi smakował, podobnie jak memu panu małżonku, ale goście mieli pewną nieznaczną tendencję do pozostawiania go na talerzykach, jak nie patrzyłam, więc sama nie wiem.
oryginalny przepis nieco różni się od tego, ale to już fakultatywnie można sobie sprawdzić. generalnie jest super prosty i bardzo smaczny, co w gorączce przygotowań przedświątecznych jest bardzo cenne :-)
na tortownicę o średnicy ok. 26 cm
spód
225 g ciastek typu digestive
60 g drobno posiekanych orzechów (ja wrzuciłam do malaksera)
60 g roztopionego masła
niecałe 2 łyżeczki przyprawy piernikowej
masa serowa
420 g twarogu do sernika
250 g mascarpone
3 jajka
trochę mniej niż 2/3 szklanki jasnego brązowego cukru (przepraszam za tę nienadmierną dokładność, ale przeliczałam na oko z oryginalnej proporcji)
trochę mniej niż 2/3 szklanki golden syrupu lub płynnego miodu lub syropu z agawy (ja w ramach eksperymentu użyłam tego ostatniego i smakowało dobrze)
trochę mniej niż 1 i 1/3 szklanki kremówki
1 duża łyżka mąki pszennej
posypka
2 łyżeczki kakao
1/2 łyżeczki przyprawy piernikowej
ciastka pokruszyć na drobno lub zmiksować, połączyć z orzechami, masłem i przyprawą piernikową. wyłożyć masą spód i boki tortownicy (ja nie położyłam papieru do pieczenia, wysmarowałam tylko formę masłem). odstawić na czas robienia masy serowej.
składniki masy zmiksować na gładko (nie trzeba oddzielać białek od żółtek). ja nie mam miksera, więc ucierałam (no dobra, nie ja, małż) ręcznie: najpierw twaróg, potem mascarpone, potem jajka, potem słodkie dodatki, potem mąka. masę wylać na spód.
piec w temperaturze 180 stopni przez ok. 60 minut - niby autorka w komentarzach zaleca wydłużenie tego czasu o 20-30 minut, bo sama piecze w mniejszej formie, ale ja oczywiście nie doczytałam i piekłam tyle. środek ma się zsiąść i się zsiadł, więc trzeba patrzeć do piekarnika. jeśli ktoś lubi białe serniki, niech przykryje folią, ale ja wolę takie zezłocone z wierzchu. a w końcu to były moje urodziny, więc miałam po mojemu.
porządnie schłodzić, najpierw w piekarniku przy otwartych drzwiach, potem na blacie, a potem w nocy w lodówce. przed podaniem posypać kakao zmieszanym z przyprawą.
ps ta czarna plamka na podłodze na pierwszym zdjęciu to naprawdę nie jest kocia kupa...
Bardzo przyjemnie czytało się Twój wpis :)
OdpowiedzUsuńA sernik pierwszorzędny :)
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń