niedziela, 21 kwietnia 2013

zielono-żółte, bardzo proste curry z kurczaka i mango

do masterchefa się nie nadaję. ale gdyby istniał program "moja własna wersja..", "dziwaczne, ale smaczne" albo "jak w 10 minut zrobić coś z niczego" - wygraną miałabym w garści.

no więc, oto moja wersja bardzo prostego, zielono-żółtego, słodko-ostrego curry z kurczakiem, papryką, mango i rodzynkami. jeśli znasz się na robieniu prawdziwego curry i masz słabe nerwy, wyłącz komputer.

4 porcje
4 małe filety z piersi kurczaka
1 żółta papryka
1 świeże mango 
2 garści rodzynek
250 ml mleka kokosowego 
2 łyżki zielonej pasty curry
1 średnia cebula
3-4 ząbki czosnku
mały kawałek świeżego imbiru (ok 1 cm)
2 łyżki oleju ryżowego
kilka gałązek kolendry lub natki pietruszki


na dużej, głębokiej patelni rozgrzej olej. wrzuć pokrojoną w kostkę cebulę i bardzo drobno posiekany czosnek. posól odrobinę, żeby cebula puściła sok. smaż 3-4 minuty (czosnek nie może się przypalić). dodaj bardzo drobno posiekany lub starty na drobnej tarce imbir, smaż chwilę.

dodaj pokrojone w niewielką kostkę lub paski piersi kurczaka. smaż kilka minut. dodaj paprykę pokrojoną w paseczki, smaż kolejne kilka minut. wrzuć rodzynki (jeśli używasz rodzynek siarkowanych, najpierw zalej je wrzątkiem i mocz w nim kilka minut, następnie odcedź i przepłucz).

w mleku kokosowym rozmieszaj dwie łyżki pasty curry i wlej na patelnię. zielona pasta jest w sam raz ostra - dodaje smaku, ale nie wypala języka. zamieszaj wszystko i duś przez ok 10 minut. dodaj pokrojone w kostkę mango. duś jeszcze 5 minut.

podawaj z ryżem, posypane posiekaną natką.

ps trochę inspiracji stąd.

środa, 17 kwietnia 2013

sałatka - marzenie // kozi ser, gruszka, orzechy

czasem tak mam, że nawet jeśli spędzam cały dzień na podłodze wycierając koszulką wszystkie kocie kłaki z kątów, mam ochotę na coś mniej więcej wykwintnego. i  tak sobie marzę: ostry i słony kozi ser, słodka i delikatna gruszka, aromatyczne uprażone orzechy, cierpki żurawinowy vinegrait... mmm...

a potem przychodzi pora lunchu i mam całe 30 sekund na przygotowanie i zjedzenie swojej wymarzonej sałatki. i wychodzi na to, że orzechy nie uprażone, vinegrait nierozmieszany, gruszka pocięta byle jak, a kozi ser nie miał czasu rozwinąć bukietu. tak najczęściej wygląda życie z paroovą.


dla jednej osoby (przepis na wersję wymarzoną)

40-50g pleśniowego sera koziego
1/2 dojrzałej gruszki
garść orzechów włoskich
6 pomidorków koktajlowych
dwie duże garści mieszanych liści sałat
 
sos
łyżka oliwy 
łyżeczka niskosłodzonej konfitury z żurawiny
łyżeczka ostrej musztardy
sól i pieprz do smaku
odrobina wody

ser wyciągnij z lodówki na pół godziny przed podaniem. pokrój na tak cienkie plasterki, jak się da. gruszkę pokrój w szesnastki. orzechy posiekaj i praż na suchej patelni, aż poczujesz aromat (nie mogą się przypalić!). pomidorki koktajlowe przekrój na pół. ułóż wszystkie składniki na sałacie.

przygotuj sos - najłatwiej jest zmiksować składniki w shakerze (można użyć słoika po musztardzie :-), polej sałatkę.

zajadaj szybko, bo paroovie nudzi się samej na podłodze - ileż można zjadać własne skarpety!

piątek, 12 kwietnia 2013

miłego weekendu! (zapiekane jajka z salsą z pomidorów i avocado na śniadanie)

to był jakiś przedziwnie słoneczny (jak na ostatnie czasy w naszym kraju) niedzielny poranek. paroova z ojcem baraszkowała na podłodze, jedząc puszkę po herbacie i próbując złapać kota za wąsa, a ja miałam trochę czasu, żeby pokrzątać się po kuchni. cuuudooownie.


dla dwóch osób

jajka
dwa jajka
dwa plasterki szynki
dwa plasterki żółtego sera
tymianek
sól, pieprz

salsa
duży pomidor
pół avocado
łyżeczka oliwy
szczypta płatków chilli
sól, pieprz
1-2 łyżeczki soku z cytryny

4 grzanki z pesto (nie bądźmy nadgorliwi i kupmy pesto w sklepie)

bierzemy dowolne małe foremki do zapiekania (u mnie to ceramiczne foremki do creme brulee, które jeszcze nigdy creme brulee nie widziały - z góry przepraszam przyjaciół, od których je dostałam, to naprawdę fantastyczny prezent!!! :-). piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. formy smarujemy masłem. w każdej układamy plasterek szynki, plasterek żółtego sera, posypujemy tymiankiem, rozbijamy delikatnie jajko, żeby nie naruszyć żółtka. posypujemy świeżo mieloną solą i pieprzem. wstawiamy na ok. 12 minut (białko ma być ścięte, a co do żółtka - sami sobie zdecydujcie).

w tym czasie przygotowujemy salsę: pomidora i avocado kroimy w drobną kostkę (avocado oczywiście obrane i wypestkowane, co do pomidorów nie jestem aż tak skrupulatna). w misce mieszamy je z oliwą, chilli, solą, pieprzem i sokiem z cytryny. odstawiamy do lodówki na czas dokańczania śniadania.

mój piekarnik na termoobiegu piecze bardzo ładnie, ale rzadko kiedy coś mi ładnie przybrązawia (jest takie słowo w ogóle?). na sam koniec więc włączam grill na 220 st. i dosłownie na 1-2 minuty wsadzam jajka razem z grzankami posmarowanymi cienko pesto - wszystko ma się ładnie przypiec, ale nie spalić.

jajka wyciągamy z foremek (albo i nie, jak wam niewygodnie), podajemy z grzankami i lekko schłodzoną salsą. po zjedzeniu klepiemy się po brzuchu, pijemy poranną latte i zastanawiamy się, co na obiad. miłego weekendu!!!




środa, 10 kwietnia 2013

sałatka z łososiem, pomarańczą i avocado

kiedy małż. jest w domu, jest szansa na ładniejszy lunch niż zwykle, bo ma kto leżeć z paroovą na podłodze i udawać fokę albo bawić się w chowanego w pojemniku z ikei.

dzięki temu wyszła mi pyszna, zdrowa sałatka - porcja duża, w sam raz na obiad. łososia miałam resztkowego z tego przepisu, ale można zrobić z grillowanym lub pieczonym w folii, oprószonym tylko solą i pieprzem.



dla jednej osoby 
150 g łososia grillowanego lub pieczonego
pół pomarańczy
6 czarnych oliwek
5 pomidorków koktajlowych
pół małej czerwonej cebulki
pół avocado
dwie garści liści mieszanych sałat

sos balsamiczno-miodowy
łyżka oliwy
pół łyżki octu balsamicznego
pół łyżeczki miodu
sól i pieprz do smaku
pół łyżeczki ostrej musztardy
ewentualnie odrobina wody

przygotować składniki: porwać liście sałaty, pokroić avocado na cienkie plasterki, pokroić pomarańczę na cząstki (najlepsze byłyby wyfiletowane, ale ja nie miałam aż tyle czasu i cierpliwości), oliwki przekroić na pół wzdłuż, pomidorki pokroić na ćwiartki również wzdłuż, cebulę pokroić w cienkie piórka, łososia porwać na kawałki wzdłuż włókien mięśniowych.

przygotować sos: dokładnie wymieszać wszystkie składniki (najlepiej w shakerze, może być zrobiony ze słoika po musztardzie :-), aż do uzyskania gładkiej konsystencji; jeśli będzie za gęsta, można dodać odrobinę wody.

ułożyć artystycznie na talerzu, polać sosem. zajadać, póki paroova nie zajarzyła, że matka gdzieś poszła.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

śródziemnomorski makaron z karczochami, oliwkami i pomidorami

wiosna. albo coś na kształt. trochę czas zmienić dietę, bo chociaż się wielokrotnie odgrażałam, ciążowe 5 kilo nadmiaru szczęścia wciąż jeszcze jest ze mną. nie mogę (ufff, jak dobrze...) stosować restrykcyjnych diet, więc szperam za przepisami dietetycznymi, ale smacznymi. na początek ten.

podaję oryginalne proporcje, bo ja oczywiście coś pomieszałam i sama nie wiem, ile czego było. ale było dobre.



4 porcje

350 g razowego spaghetti
2 łyżki oliwy z oliwek
1/2 średniej cebuli, cienko pokrojonej wzdłuż
2 ząbki czosnku, posiekane na cienkie plasterki
1/2 szklanki wytrawnego białego wina
1 słoik karczochów, odsączonych i opłukanych, a następnie pokrojonych na ćwiartki wzdłuż
1/3 szklanki czarnych oliwek, przekrojonych na pół wzdłuż
1/2 kilograma pomidorków koktajlowych, przepołowionych wzdłuż
1/4 szklanki tartego parmezanu i jeszcze trochę do podania
1/2 szklanki świeżych liści bazylii, porwanych
świeżo mielona sól i pieprz

Ugotuj makaron wg instrukcji na opakowaniu (al dente). odsącz, zostawiając 1 szklankę wody z gotowania makaronu. przełóż makaron z powrotem do garnka.

na dużej patelni rozgrzej łyżkę oliwy na średnim ogniu. dodaj cebulę i czosnek, dopraw solą i pieprzem. smaż, aż się zezłocą (3-4 minuty). dodaj wino i poczekaj, aż wyparuje (ok. 2 minuty).

dodaj karczochy i smaż, aż zaczną brązowieć (2-3 minuty). dodaj oliwki i połowę pomidorów. smaż, aż pomidory zaczną się rozpadać. przełóż makaron na patelnię. dodaj pozostałe pomidory, oliwę, parmezan i bazylię. dodaj pozostałą wodę z gotowania makaronu, jeśli to konieczne, żeby zagęścić sos. podawaj posypane świeżo startymi płatkami parmezanu.

pyszna ten dajet :-)

piątek, 5 kwietnia 2013

glazurowany łosoś

staram się jeść ryby wystarczająco często (czyli jakieś dwa razy w tygodniu), ale rzadko któraś z nich nadaje się, żeby ją tutaj wrzucić. głównie dlatego, że zwykle robię je najprościej jak się da, bo małż. nie jada ryb, więc kiedy ja mam na jakąś ochotę, muszę zrobić dwa obiady. no i tak to.

ale za to dzisiaj postanowiłam zrobić sobie coś dobrego i udało się. pyszny glazurowany łosoś. przepis oryginalny stąd.


piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. filet kroimy na porcje (ok. 200 g na osobę). w miseczce mieszamy cukier, sos sojowy, oliwę, sok z cytryny i białe wino (ewentualnie wodę, ale z winem smakuje świetnie, więc warto), aż cukier się rozpuści.

dokładnie smarujemy filety glazurą. układamy w naczyniu do zapiekania. resztę glazury odstawiamy.

pieczemy rybę ok. 20 minut, smarując od czasu do czasu z wierzchu pozostałą glazurą. po upływie tego czasu przestawiamy piekarnik na 220 stopni i włączamy grill, a jeśli nie mamy, to chociaż górną grzałkę. pieczemy, aż się zbrązowi (pod grillem zajmie to 2-3 minuty, więc uważajcie, żeby nie przypalić).

podajemy z czymś równie smacznym, np. opiekanymi ziemniaczkami. mniam!